Czas na pożegnanie. Do pokoju wchodzą moi rodzice. Słyszę
Strażnika Pokoju, który mówi: „Macie 5 minut”. Nie wiem co czuć. Boję się. Czy
dam radę wygrać?
- Harry – mówi moja mama
po czym się do mnie przytula.
- Dasz radę – dodaje mój
tato. – Wierzymy w ciebie.
- Ale ja się boję… Co
jeśli są ode mnie lepsi?
- Uczysz się strzelać z
łuku od wielu lat. Poza zawodowcami nikt nie jest dla ciebie niebezpieczny –
mówi ojciec.
- Nie wiem…
Niby strzelam dobrze, ale czy dam radę strzelić w kogoś?
Czy będę w stanie kogoś zabić? Na samą myśl o tym czuję się okropnie.
- Po za tym nie musisz
od razu kogoś zabijać – mówi moja mama. – Wykorzystuj swoje umiejętności tylko
jako obrona. Wiem, że nie jesteś mordercą – dodaje i się uśmiecha.
Mocno się do niej przytulam. Do taty również i jeszcze
raz do mamy. Kocham ich. Nie chcę, aby byli zawiedzeni. Mimo, że nie jestem
pewny siebie dla nich muszę wygrać. Staram się powstrzymać od łez i wychodzi mi
to, ale w środku mocno płaczę. Będę za nimi tęsknić. Wypowiadamy ostatnie słowa
pożegnania i rodziców już koło mnie nie ma.
Rozglądam się po pokoju w którym jestem. Ciemny, mały,
skromny. Tak jak nasz dystrykt. Słyszę jak ktoś mnie woła, abym udał się do
pociągu. Wyglądam jeszcze chwilę przez okno i wychodzę.
Wchodzę do przedziału, w którym siedzi Katy. Siadam
naprzeciw niej.
- Jak się czujesz? –
pytam.
- Dobrze – próbuje być
silna, ale widzę, że jej usta się trzęsą. – A ty?
- Okropnie. Boję się.
- Ty się boisz?! – mówi do
mnie z pretensją. -Niemożliwe. Nie wyglądasz.
- A tak się właśnie czuję.
Dziewczyna podejrzanie na mnie patrzy. Do przedziału
wchodzi nasz mentor, Edward Montane. Wygrał 60 igrzyska. Miał później parę
konfliktów ze Snowem i ogółem jego życie nie należy do najpiękniejszych.
Wszyscy mówią, że jest zły. Ja teraz mam okazję go poznać.
- Bardzo wam współczuję
– zaczyna.
- Kogoś musiało to
spotkać – mówi obojętnie Katy.
Czemu ona tak się zachowuje?
- Grzeczniej panienko –
mówi Edward. – A jak z tobą Harry?
- Ja… jakoś się trzymam,
ale w głowie teraz mam wielki bałagan.
- Musisz go szybko
posprzątać – odpowiada.
- Wiem.
Widzę, że Katy jest trochę zła. Nikt z nas nie poświęcił
jej uwagi. Oczywiście każdy byłby chętny do rozmowy z nią, gdyby zachowywała
się inaczej. Nie rozumiem co się z nią stało. Kiedy z nią rozmawiałem przed
igrzyskami była bardzo miła, urocza. Teraz to zupełnie inna osoba.
Jemy obiad. Zadaję mnóstwo pytań Edwardowi na temat
igrzysk. Jak się przygotować i nie stracić rozumu na arenie. Ten odpowiada mi
bardzo konkretnie i wspomina swoje igrzyska. Bardzo mi go żal. Tyle przeżył…
Jego rodzina nie miała największego szczęścia. Najpierw wylosowano jego siostrę.
Rok później jego, a na kolejne igrzyska jego młodszego brata. Niestety ten już
nie miał tyle szczęścia i zginął na arenie. Parę miesięcy później zginęli jego
rodzice w wypadku. Masakra.
Idę do innego przedziału. Chcę posiedzieć sam. Włączam
telewizję. Zaczęła się relacja z dzisiejszych dożynek. Widzę dystrykt pierwszy.
Dziewczyna jak i chłopak zgłosili się na trybutów. Nie rozumiem jak można się zgłaszać na igrzyska z przyjemności. Dystrykt
drugi, trzeci nie ma nic ciekawego. Za to w czwórce chłopak się zgłosił za
młodszego brata. No i takie zgłoszenie rozumiem! Też bym tak zrobił jakbym miał
rodzeństwo. Chłopak ma chyba szesnaście
lat jak ja. Jest umięśniony i lekko przerażony, ale według mnie ma duże szanse
na wygraną. Widzę dystrykt szósty – mój dom. Jeszcze niedawno tam stałem. Teraz
siedzę tutaj. Zauważam siebie. Na mojej twarzy nie widać strachu, a czułem go
wtedy okropnie. Pewnie dlatego Katy tak
zareagowała, kiedy powiedziałem, że się boję… Następnie moją uwagę zwraca
rodzeństwo z dziesiątki. Tragedia. Trafić na arenę z rodziną. Przecież oni nie
dadzą rady. A rodzina co im mówiła na pożegnaniu? „Mam nadzieję, że wygrasz?” W
dystrykcie dwunastym wylosowano małą, brunetkę. Nikt się za nią nie zgłosił.
Widzę w tej jej błękitnych oczach łzy i strach. To jeszcze dziecko. Nie powinna
trafić na arenę. Jest mi jej żal. Na koniec Caesar dodaje parę komentarzy na
temat dożynek. Do przedziału wchodzi Katy.
- Oglądałeś dożynki? –
pyta.
- Tak…
- Jakaś masakra.
- Dokładnie.
- Ta dziewczynka z
dwunastki… Kto będzie potrafił ją zabić? – po jej twarzy spływają łzy. Teraz
widzę Katy, którą znałem.
- Zawodowcy. Oni nie
mają serca.
- Może ci mają?
- Ta! Szczególnie ci, co
się sami zgłosili. Oni będą zabijać z największą przyjemnością.
- Nie umiesz pocieszać.
- A miałem?
Śmieje się. Ja również. Dziewczyna przytula się do mnie.
Wieczór spędzamy razem, rozmawiając o tym co czuliśmy przed igrzyskami, teraz i
o paru naszych historiach z przeszłości. Katy ma młodszą siostrę, Jasmine.
Mówi, że codziennie rano wychodziły do lasu i zastawiały pułapki. Tak zdobywały
pożywienie, ponieważ nie było ich stać na wystarczającą ilość jedzenia. Jej
rodzina jest bardzo biedna.
***
Nawet nie wiem kiedy zasnąłem, ale teraz jest już po
siódmej. Katy śpi wtulona we mnie. Wygląda tak niewinnie. Chcę się podnieść,
ale nie chcę jej obudzić. Powoli ją podnoszę, ale mój plan nie wychodzi.
Dziewczyna się budzi.
- Czemu ode mnie
uciekasz? – śmieje się.
- Ja? Tylko chciałem
pójść na śniadanie – uśmiecham się.
Podnosimy się i idziemy coś zjeść. Jedzenia jest naprawdę
dużo. Nigdy tyle nie leżało na stole w moim domu. To tylko śniadanie. Po co
tego tyle? Patrzę przez okno i widzę budynki Kapitolu. Już jesteśmy. Wstaję i
podchodzę do okna. To wszystko wygląda pięknie. Szklane, wysokie budynki o różnych
kształtach. Niebo jest całe niebieskie. Nie ma na nim ani jednej chmurki, a
słońce świeci przecudownie. Mamy dzisiaj bardzo ładny dzień. Wjeżdżamy do
tunelu i nagle ujawniają mi się twarze mieszkańców Kapitolu. Wszyscy wyglądają
dziwnie. Mają kolorowe włosy, dziwne kreacje, kolczyki, pomalowane twarze,
wysokie buty i nienormalne fryzury. To miejsce jest zwariowane. Koło mnie
pojawia się Katy, łapie mnie za rękę i kładzie głowę na moim ramieniu.
- Dziwni są – mówi.
Nic nie odpowiadam. Wychodzimy z pociągu i udajemy się do
mieszkania, w którym będziemy spędzać nasze ostatnie noce przed pojawianiem się
na arenie. Jutro zacznie się szkolenie. To wszystko mnie przerasta, ale muszę
wziąć się w garść. Muszę zacząć patrzeć na wszystko pozytywnie. To ja mam
wygrać te igrzyska. Nie ważne kogo poznam lub jak bardzo kogoś polubię. Nie
mogę mieć świetnych relacji z Katy, bo inaczej nie dam rady wygrać na arenie.
Od teraz muszę myśleć tylko o sobie i o rodzicach.
Wchodzimy do mieszkania. Jest ogromne i bardzo jasne.
Krzesła mają dziwne kształty. Chcę zobaczyć swój pokój. Szybko do niego
wchodzę. Jedna ściana jest cała szklana. Widzę Kapitol. Nocą pewnie będzie to pięknie
wyglądać. Mam ogromne łóżko, a ściany są ciemne. Tak mi się podoba. Wchodzę do
łazienki. Tam wisi wielkie lustro. Patrzę na odbicie. Widzę bruneta z loczkami
o zielonych oczach. Na jego twarzy pojawia się lekki uśmiech, ale w oczach
nadal widać strach. Nie sądziłem, że jestem aż tak wysoki. Poprawiam sobie
włosy, a później się z siebie śmieję. Biorę kąpiel. Jest zapach róż! Tak będę
mógł myć się swoim ulubionym płynem. Chociaż tyle dobrego, ale i tak wolałbym
być teraz w domu z rodzicami. Wychodzę z łazienki i rzucam się na łóżko. Jestem
zmęczony, a nie minęła nawet połowa dnia. Ja chcę tylko spać. Słyszę pukanie do
drzwi. Sophie woła mnie, abym poszedł się przygotować na oficjalne rozpoczęcie
igrzysk. No tak! Zapomniałem. Pewnie ubiorą mnie w jakiś głupi strój. Już
kiedyś widziałem jak kogoś przebrali za pociąg. Genialne. Śmiałem się z ojcem
jak wariat. Wyglądali tak komicznie. Mam nadzieję, że mi i Katy tego nie
zrobią.
Schodzę na dół. Myją mi włosy, doprowadzają mnie do
porządku. Słyszę różne komplementy, np. jakie to ja mam mięśnie albo ładną
cerę. Twierdzą, że nie trzeba się nade mną męczyć. Idę teraz do swojej
stylistki.
- Cześć – mówi
dziewczyna o blond włosach. Nie widzę żadnych dziwnych dodatków. – Jestem
Celine, twoja stylistka.
- Jak na osobę
mieszkającą w Kapitolu wyglądasz normalnie – śmiejemy się. – Cześć. Jestem
Harry – uśmiecham się.
- Masz bardzo ładny
uśmiech.
- Nie jest tak ładny jak
twój – odpowiadam, a dziewczyna się rumieni.
- Dobrze Harry. Jesteś
uroczy, ale teraz weźmy się do roboty. Twój dystrykt zajmuje się transportem.
Widziałeś jak kiedyś kogoś przebrali za pociągi? – wybuchamy śmiechem. – Nie
zamierzam was tak skrzywdzić.
- Dziękuję! – mówię,
patrząc w sufit, a moja stylistka się śmieje.
- Długo się
zastanawiałam z moim partnerem, Mickiem, jaką stylizację dla was przygotować. W końcu stwierdziliśmy, że najlepiej będzie
jak ubierzecie się jak maszyniści.
- Ee…
- Spokojnie. Jak modni
maszyniści. Będziesz miał elegancki, czarny strój roboczy, a na głowę… Chociaż
żal zasłonić te piękne włoski – czochra moje włosy. – Ale jak chcesz to możesz
założyć jeszcze czapeczkę.
- Tak! – uśmiecham się.
Celine jest bardzo miła. Cieszę się, że jest moją
stylistką.
Stoję teraz na rydwanie obok Katy. Muszę przyznać, że
wyglądamy bardzo ładnie. Jesteśmy jedną z najładniej ubranych par. Paru
trybutów przygląda nam się z zazdrością. Ja cały czas się uśmiecham. To
prawdziwy ja, a tutaj nie zamierzam być kimś innym. Wyjeżdżamy. Widzę tłum
ludzi. Wszyscy krzyczą i rzucają kwiatami. Komentują nasz wygląd. Caesar mówi,
że niby każda dziewczyna uważa, że jestem uroczy. Czy ja wiem… Zwykły chłopak z Szóstki.
Otwarcie mija szybko. Dobrze. Chcę jak najszybciej
położyć się spać. Jestem bardzo zmęczony. Wchodzę do pokoju i rzucam się na
łóżko. Pierwszy dzień w Kapitolu już mam za sobą. Nie było tak źle, ale tęsknię
za rodzicami. Przynajmniej tutejsze towarzystwo jest miłe. Celine, Edward,
Sophie, Katy. Jakoś wytrzymam te jej humorki. To chyba po prostu jej reakcja na to
wszystko. Nie może się z tym pogodzić.
Genialnie!
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba. Trochę mało opisów ale całośc prezentuje się świetnie.
Jestem ciekawa treningów Harrego i Katy.
Pozdrawiam i dużo weny życzę,
Elfik Elen
PS. Zapraszam do siebie http://in-the-circle-of-secrets.blogspot.com/
Dziękuję <3
UsuńW następnym postaram się dodać więcej opisów :))