sobota, 31 maja 2014

Rozdział XIV - Wspomnienia igrzysk, smutek.

            Kiedy się budzę jesteśmy już w dwunastym dystrykcie. Podnoszę się z łóżka, nakładam czarne spodnie i czerwono-czarną koszulę w kratki. Przeczesuję włosy ręką i wychodzę z przedziału. Wychodzę z pociągu i ujawnia mi się parę wychudzonych twarzy mieszkańców tego miejsca. Wyglądają okropnie. Są tutaj dużo gorsze warunki niż w moim dystrykcie. Domy są poniszczone, a większość ludzi wygląda jak kościotrupy. Na ten widok wzdrygam się. Bardzo robi mi się ich żal.
            Idziemy w stronę Pałacu Niesprawiedliwości. Boję się. Jak ja spojrzę w twarze rodziców trybutów? Oni czekali na swoje dzieci tak samo jak moi rodzice. A co dostali? Ich śmierć na arenie. Pewnie bardzo okrutną. To musi być bardzo przygnębiające. Przed wyjściem na scenę wszyscy mówią, abym się nie martwił i że wszystko pójdzie dobrze. Kiwam głową, ale to i tak nie pomaga. Kiedy wychodzę na scenę moje ręce zaczynają się trząść. Przez dłuższą chwilę stoję tylko przed mikrofonem i patrzę się na rodziny poległych. Tak mi przykro. Matki płaczą, a ich mężowie próbują je pocieszyć. Pewnie moi rodzice wyglądaliby tak samo. Otrząsam się i zaczynam czytać to co przygotowała mi Sophie. Często się gubię, a głos mi drży. Czasem zerkam na widownię. Patrzą się na mnie z lekkim zaskoczeniem. Też jestem zdziwiony tym, że tak ciężko mi to idzie. Minęło już sporo czasu od igrzysk, a ja i tak od czasu do czasu mam przed swoimi oczami poległych, w tym moich przyjaciół. I właśnie teraz ich widzę. Myślę o nich. Kiedy kończę czytać jeszcze raz patrzę na rodziny i mówię im, że jest mi bardzo przykro z tego powodu, że to właśnie nie ich dzieci wróciły do swoich domów. Wtedy zauważam, że większość mieszkańców jest zaskoczona moją wypowiedzią, a ja ledwo powstrzymuję się od łez i szybko schodzę ze sceny. Edward próbuje ze mną porozmawiać, ale ja idę jak najdalej stąd. Czuję się okropnie. Czy tak będzie w każdym dystrykcie? Przypominam sobie, że w 10 dystrykcie było to rodzeństwo, któremu pomagałem i ta dziewczyna, która się we mnie podkochiwała. Tam pewnie będzie podobnie albo jeszcze gorzej, ponieważ ich znałem i wiem, że byli dobrymi ludźmi, którzy na to nie zasłużyli. Nie patrzę gdzie idę i nagle znajduję się przy ogrodzeniu oddzielającym wioskę od lasu. Zauważam dziurę. Przechodzę przez nią i większość dnia spędzam na spacerowaniu w nim. To mnie trochę uspokaja i wieczorem wracam do pociągu. Słyszę pytania typu ‘Co się stało? Gdzie byłeś?’, ale nie odpowiadam. Zauważam troskliwy wzrok Celine, ale nadal nic nie mówię. Mam ochotę posiedzieć sam, więc szybko zjadam kolację i udaję się do swojego przedziału. Rzucam się na łóżko i zasypiam.
            Następnego dnia budzę się w dystrykcie jedenastym. Powtarzam czynności z wczorajszego poranka. Zakładam czarną koszulę i czarne spodnie. Wychodzę z przedziału i nawet nie zauważam, a już jestem pod Pałacem Sprawiedliwości. Czuję się jakbym był w jakimś transie. To jest bardzo dziwne. Wychodzę na scenę. Już mi się tak nie trzęsą ręce, a głos mam spokojniejszy, ale w środku czuję się okropnie. Również ciężko jest mi patrzeć na rodziny poległych, ale poszło mi zdecydowanie lepiej niż wczoraj. Wszyscy patrzą na mnie ze zrozumieniem. Oczywiście całe Panem widziało moje wczorajsze zachowanie, wiec wiedzą, że nie jest mi łatwo. Jak dobrze jest być przez nich choć troszkę zrozumianym. W tym dystrykcie przez resztę dnia nic ciekawego się nie dzieje, a ja nadal się do nikogo nie odzywam. Nie mam nastroju, ale widzę, że moi przyjaciele się o mnie martwią. Ale chyba każdy ma taki okres kiedy chce posiedzieć sam.
            Jesteśmy w dystrykcie dziesiątym. To właśnie tutaj mieszkało wspaniałe rodzeństwo, któremu pomagałem. Dziewczyna, której się podobałem. Była bardzo miła. Przypominam ją sobie przed wywiadem z Caesarem. Wyglądała jak Pocahontas. Lekko podnoszę kąciki swoich ust na wspomnienie jej wyglądu. Ale kiedy wychodzę na scenę i widzę ich rodzinę. Oni mają piątkę rodzeństwa. Mam nadzieję, że nie będą musieli wylądować na arenie. Patrzę na nich długo z żalem i czytam to co przygotowała mi Sophie. Później powoli schodzę ze sceny ze smutkiem na twarzy. Kolejny dzień nie mam ochoty na rozmowę, ale nie mogę tak po prostu zostawić tą rodzinie i nie podjeść do nich, aby powiedzieć jak bardzo jest mi ich żal. Podchodzę do nich nie informując o tym nikogo ze swoich przyjaciół. Staję przed nimi i długo się w siebie wpatrujemy. W końcu wyrzucam z siebie słowa, że jest mi przykro, że to rodzeństwo było cudowne i domyślam się jak oni muszą teraz cierpieć. Po tych słowach chcę szybko odejść, bo nie wytrzymam dłużej patrząc na tą rodzinę, ale powstrzymuje mnie matka, która się na mnie rzuca ze łzami i słyszę jak szepcze mi do ucha: „Dziękuję”. Przytulam się do niej również, ale nie na długo, ponieważ trudno jest mi się powstrzymać od łez. Szybko uciekam do pociągu, gdzie chowam się w swoim przedziale. Czuję się okropnie. Tournee to jakaś masakra. Nie sądziłem, że będę się tak źle czuł. Słyszę pukanie do drzwi. Szybko kładę się na łóżku i udaję, że śpię. Drzwi jednak się otwierają, ale ja nie zamierzam otwierać oczu.
-Harry – słyszę głos Celine. – Wiem, że udajesz – nadal się nie ruszam. – Może nie chcesz rozmawiać, ale myślę, że to ci się jednak przyda. Musisz mieć jakiś kontakt z nami. Nie możesz tak się odczepić od świata. Czytanie tej przemowy w każdym dystrykcie, a następnie uciekanie do przedziału, aby posiedzieć samemu i pewnie o tym myśleć nic nie zmieni, a raczej doprowadzi cię do gorszego stanu – czuję jak kładzie rękę na moim ramieniu. – Harry proszę odezwij się – jej głos drży. Robi mi się jej żal. Podnoszę się i się do niej przytulam, a ta głaszcze mnie po głowie.
-Ja tego dłużej nie zniosę – mówię cicho.
-Dasz radę. Jeszcze tylko 8 dystryktów – próbuje mnie uspokoić, ale ta informacja sprawia, że czuję się jeszcze gorzej.
-8 dystryktów… - puszczam Celine i kładę się z powrotem.
-Będzie dobrze. Dasz radę.
-Celine dziękuję, że się o mnie martwisz i starasz się mi pomóc, ale to nic nie daje. Proszę wyjdź.
-Ale Harry…
-Proszę – mówię prawie płaczem. Po chwili słyszę kroki i zamykające się drzwi.
***
            Jestem już w dystrykcie siódmym. W dziewiątym i ósmym zachowywałem się podobnie jak w poprzednich miejscach. Czytałem przemowę i chowałem się w przedziale, myśląc o tym jak czują się rodziny poległych, przypominając sobie osoby, które zabiłem na arenie. Tak Celine ma rację, że to nic nie daje, ale nie jestem w stanie zrobić cokolwiek innego. Wychodzimy z pociągu i udajemy się pod Pałac Sprawiedliwości. Celine patrzy na mnie z troską. Nawet nie wie ile to dla mnie znaczy. Jest naprawdę dobrą przyjaciółką. Dochodzimy pod Pałac, chwilę później czytam przemowę. Kiedy ją kończę spuszczam głowę i wracam powoli do pociągu, ale zatrzymuje mnie Johanna. Wygrała igrzyska, ponieważ udawała bezbronną, a na arenie okazała się bardzo dobrą zawodniczką. Mimo wszystko podziwiam ją.
-Co ci jest? W każdym dystrykcie jesteś taki przygnębiony – mówi oschle.
-Nie mam humoru – odpowiadam idąc przed siebie, a ta łapie mnie za ramię.
-Patrz na mnie kiedy ze mną rozmawiasz! Nie wychowali cię w domu?! – krzyczy na mnie. – Chłopaku weź się w garść, bo wyglądasz okropnie! Ty wygrałeś igrzyska? Jakim cudem?
-Sam się nad tym zastanawiam – kręcę głową z lekką irytacją.
-Od igrzysk minęło już trochę czasu. Rozumiem, że przez tournee przypomniałeś sobie wszystkie zdarzenia odbywające się na arenie, ale nie powinieneś się tak zachowywać. Pomyśl o swoich bliskich. Co oni czują widząc cię w takim stanie? A co z twoimi przyjaciółmi? Martwią się o ciebie. I mieszkańcy Panem. Niektórzy z nich się o ciebie martwią, a inni się z ciebie śmieją. Nawet jeśli jest ci z tym źle nie pokazuj tego po sobie. Inaczej w jedynce i dwójce zginiesz.
-Co z tego? Może nawet i lepiej. Nie będę musiał się męczyć z wyrzutami sumienia. Co z tobą? Przecież też byłaś na arenie. Wiesz jak to jest zabić drugą osobę. A ja na dodatek musiałem zabić ludzi, których lubiłem i kochałem. Oni mnie zdradzili. Chęć wygrania igrzysk ich zmieniła. Teraz żałuję, że się broniłem.
-Facet – szturcha mną. – Zostało już tylko pięć dystryktów. Nie pokazuj im swojej słabości.
            Patrzymy po sobie dosyć długo. W końcu odchodzę. Zastanawiam się nad tym wszystkim co mi powiedziała Johanna. W ogóle po co ona ze mną rozmawiała? Namówił ją do tego Edward? Może. Szczerze nie zastanawiałem się nad tym co mogą sobie teraz myśleć rodzice. Mogą pomyśleć, że znowu się zacząłem ciąć, głodować itd. Może faktycznie powinienem rozmawiać teraz z przyjaciółmi i spróbować jak najmniej wspominać swoje igrzyska. Tylko… dystrykt 4 jeszcze przede mną, a tam był przecież Ian. Wydawał się bardzo miły. Źle mi było z tym, że wraz ze swoją towarzyszką próbował mnie zabić. Wchodzę do pociągu i widzę jak wszyscy się na mnie patrzą.
-Coś mam na twarzy? – pytam.
-Nie – odpowiada lekko zaskoczona Sophie.
-To czemu tak na mnie patrzycie?
-Odezwałeś się – mówi Celine i podnosi kąciki swoich ust.
-Wrócił nasz Harry? – pyta Edward.
-Myślę, że jeszcze nie – kręcę głową i siadam obok niego na kanapie.
-Potrzebujesz czasu, ale dobrze, że zacząłeś się do nas odzywać – mówi Celine.
-Tak. Rozmawiałem z Johanną. Czyja to sprawka? – pytam, patrząc na Edwarda.
-Dobra to byłem ja – unosi rękę. – Ale pomogło.
-Trochę.
-Jutro dystrykt piąty i już niedługo czwarty. Jak się z tym czujesz? – pyta mentor.
-Nie wiem. W czwórce pewnie będzie… dziwnie. Trudno będzie mi patrzeć na ich rodziców. Ian. Naprawdę go lubiłem, a on…
-Tak wiemy Harry – przerywa mi Celine. – Może powinniśmy porozmawiać o czymś przyjemniejszym? – proponuje.
-Tak masz rację – zgadza się Sophie.
-Jak wy spędziliście ten czas kiedy się chowałem w przedziale?
-Och – wzdycha Sophie. – Rozmawialiśmy tylko o tobie. Czy wszystko będzie dobrze i czy dojdziesz do siebie. Martwiliśmy się o ciebie, abyś nic sobie nie zrobił.
-Nawet moja wczorajsza rozmowa nic nie pomogła. Nie wiem co ci Johanna nagadała.
-Szczerze, coś podobnego jak ty. Wspomniała też o moich rodzicach i mieszkańcach Panem.
-W telewizji ciągle mówią o twoim stanie. Niektórzy płaczą, a inni się z ciebie…
-Śmieją – dokańczam. – Wiem. Wszystko mi powiedziała Johanna. Ale trudno jest wziąć się w garść.
            Rozmawiamy tak do późnego wieczora. Powoli uciekamy od rozmów o igrzyskach i zaczynamy weselsze tematy. Wspominają o tym, że już niedługo spotkam się z Chrisem i będę mógł się dowiedzieć co u niego słychać. Tak, miło będzie się dowiedzieć jak radzi sobie mój przyjaciel. Nie powinienem myśleć o igrzyskach przez ten cały czas. Zaniedbałem przyjaciół i sprawiłem, że wszyscy się o mnie martwili. Mam nadzieję, że kiedy jutro stanę na scenie nie będę się tak czuł jak do tej pory.
---
Nie jestem jakoś zadowolona z tego rozdziału… A co wy o nim myślicie? Myślę, że ciąg dalszy tournee będzie ciekawszy. Nie wiem też jak w tym tygodniu będą się pojawiać rozdziały, ponieważ dużo się u mnie w teraz będzie działo. Urodziny, bierzmowanie, bal i ciągłe staranie się o dobre oceny…

Pozdrawiam xx

piątek, 23 maja 2014

Rozdział XIII - Rodzina najlepsza na problemy

-Dobry wieczór – odpowiadam z lekkim zaskoczeniem, drapiąc się za głowę.
-Przyszłam porozmawiać. Wybacz, że tak późno – dopowiada na widok mojej zdziwionej miny. – Po prostu jak usłyszałam, że wróciłeś musiałam przyjść jak najwcześniej mogłam.
-Tak. Rzeczywiście jest bardzo wcześnie – lekko się śmieję, a kobieta delikatnie podnosi kąciki swoich ust. – Możemy porozmawiać na zewnątrz? – proponuję. – Nie chcę budzić rodziców.
-Dobrze – kobieta skina głową, a ja zamykam za sobą drzwi.
-Więc co sprawiło, że przyszła do mnie pani o tej porze? Nie mogło to zaczekać do rana?
-Bardzo cię przepraszam Harry. Chciałam już z tobą porozmawiać po igrzyskach, ale najpierw wiedziałam, że nie będziesz w stanie normalnie rozmawiać, później wyjechałeś, więc dopiero teraz nadarzyła się okazja – kręci głową, łapiąc się za szyję.
-Rozumiem. Domyślam się, że chce pani porozmawiać o Katy?
-Tak – spuszcza wzrok.
-Co chciałaby pani wiedzieć?
-Em… nie wiem. Co do niej czułeś? Jak zareagowałeś na to co się wydarzyło na arenie? Przyznam, że mnie zaskoczyło jej zachowanie. Nigdy bym nie pomyślała, że będzie próbowała cię zabić…
-Och… Katy… - wzdycham. - Była cudowna. Z początku nic do niej nie czułem. Wydawała się niemiła. Później chciałem się z nią tylko przyjaźnić, ale była taka śliczna i okazała się cudną osobą, która była trochę niepewna siebie, ale również miła i urocza – uśmiecham się razem z kobietą. – Zakochałem się w niej. Byłem z nią szczęśliwy, ale to co zrobiła na arenie bardzo mnie zszokowało. Teraz nawet trudno jest mi sobie wybaczyć to co zrobiłem. Mogłem dać się zabić. Przynajmniej nie miałbym teraz wyrzutów sumienia – patrzę w ziemię.
            Kobieta głaszcze mnie po plecach.
-Harry. To nie twoja wina. Ona cię do tego zmusiła. Mogła inaczej postąpić. Przecież nie musieliście ze sobą walczyć. To był jej wybór. Oczywiście czuję się okropnie z jej śmiercią i przez pierwsze dni po tym nie byłam ci w stanie wybaczyć – kręci głową. – Ale później zrozumiałam, że nie miałeś wyjścia. Chciałeś przeżyć, wrócić do swojej rodziny. Tak jak ona. Gdyby ciebie zabiła twoi rodzice czuliby się tak samo. Najwidoczniej musiało się tak stać.
            Przyznam, że jestem lekko zaskoczony jej odpowiedzią. Spodziewałem się raczej, że będzie mnie wyzywać od bezdusznych morderców.
-Spokojnie Harry. Już się na ciebie nie gniewam. Może nawet lepiej, że tak późno o tym rozmawiamy.
-Bardzo mi przykro. Katy naprawdę była cudowna, a ja nie chciałem jej śmierci – czuję się okropnie.
-Harry – uśmiecha się i przejeżdża mi kciukiem po policzku. – Wszystko już jest w porządku. Przemyślałam całą sprawę i dobrze, że to ty wygrałeś. Zasłużyłeś na to chyba najbardziej ze wszystkich. Myślę, że dobrze przygotujesz do walki na arenie nowych trybutów – uśmiecha się.
            Przyznam dodaje mi to otuchy. Rozmawiamy jeszcze na temat Katy. Jej matka jest bardzo miła i opowiada mi różne historyjki z dzieciństwa blondynki. Jest bardzo silna. Ciekawy jestem czy moja mama też by się tak spokojnie zachowywała będąc w pobliżu osoby, która zabiła jej dziecko.
***
            Do kuchni wchodzi moja mama. Na jej widok uśmiecham się od ucha do ucha i się do niej przytulam. Kobieta jest lekko zaskoczona moim zachowaniem. Po prostu mam dobry humor. Chwilę później pojawia się mój ojciec. Mówię im, aby zaczekali w jadalni, a ja zaraz przyniosę im jedzenie. Uważają, że jestem dla nich za dobry. Zawsze to oni szykowali dla mnie śniadanie. Nadszedł czas na zmiany. Kiedy jesteśmy razem przy stole opowiadam im o wczorajszej wizycie mamy Katy. Są tym zaskoczeni tak bardzo jak ja wtedy. Najwidoczniej bardzo potrzebowała tej rozmowy. Pewnie też chciała wiedzieć czy jest mi przykro z powodu jej śmierci. Chciała też powiedzieć, że nie ma mi tego za złe i może chciała się upewnić, że dobra osoba wygrała igrzyska… Chociaż czy ja wiem czy dobrze, że wygrałem te igrzyska i czy na to zasłużyłem? Już trudno. Wyszło jak wyszło. Teraz muszę zająć się rodziną, a już niedługo trybutami. Jak się będę czuł kiedy będę oglądał ich zmagania na arenie?
***
            Minęło już sporo czasu od rozmowy z mamą Katy, a do tournee coraz bliżej. Dzisiaj przyjdą do mnie Sophie, Celine i Edward, aby przedyskutować jego przebieg. Jak się będę czuł patrząc w twarze rodzin poległych? Paru z nich przecież zabiłem, a oni mieli takich samych rodziców jak ja. Oni też czekali na powrót swoich dzieci, a musieli zobaczyć ich śmierć. Okropne. Planuję również zobaczyć się z Chrisem, kiedy będziemy w Kapitolu. Jestem ciekawy jak sobie radzi od momentu mojego wyjazdu. Jest z nim lepiej czy może wrócił do tamtego miejsca, które tak źle na mnie zadziałało?
            Wstaję z łóżka i zakładam biały T-Shirt i szare spodnie. Schodzę powoli po schodach na dół i zaczynam szykować śniadanie. Miło spędzam poranek z rodzicami, rozmawiając o zbliżającym się tournee. Mama się o mnie martwi, aby zawodowcy nie zrobili mi krzywdy. O 10.00 słyszymy pukanie do drzwi. Nie sądziłem, że pojawią się tak szybko, ale wpuszczam przyjaciół do środka i gestem zapraszam ich, aby usiedli na kanapie w salonie. Najpierw długo się przyglądają pokoju, ale w końcu Edward się odzywa i zaczyna mi tłumaczyć jak mniej więcej będzie wyglądać tournee. Będę jeździł od dystryktu dwunastego do Kapitolu i wygłaszał mowę w każdym dystrykcie. Na szczęście nie będę musiał improwizować, ponieważ Sophie napisała mi tekst. Nie sądzę, abym sam dał radę coś wymyślić, więc jestem jej bardzo wdzięczny. Zadaję parę pytań na temat dystryktów, które odwiedzę. Edward mnie uspokaja, że poza dystryktami zawodowców nie mam czym się przejmować. Mimo, że zabiłem ich dzieci oni powinni zrozumieć. Tym bardziej, że zabijałem w celu obrony, a nie dla przyjemności. Niestety takie już są igrzyska.
            Popołudniu żegnam się ze swoją ekipą i wychodzę na spacer po dystrykcie. Zatrzymuje mnie parę osób. Chwilę z nimi rozmawiam na temat igrzysk. Przykre jest to, że nie rozumieją jak się czułem kiedy musiałem zabić pierwszych trybutów, a później swoich przyjaciół. Niby wiedzą, że stracić kogoś jest okropnie bolesne, ale mówią, że te luksusy co teraz mam są wynagrodzeniem za to co musiałem przeżyć na arenie. Może tak, ale to nigdy nie zastąpi cudownej dziewczyny, przyjaciół. Tego nie da się oddać.
            Wracam do domu około dwudziestej pierwszej. Jestem trochę zdołowany. Mama to zauważa i woła mnie, abym usiadł obok niej na kanapie i się wyżalił. Mówię jej o wszystkim co czuję. O tym, że martwię się tournee i ból, który miałem po igrzyskach do mnie powraca. Nie chcę, aby wszystko się powtórzyło, ale powoli wracam do tego myślami. Doskonale wiem jak wtedy wyglądałem i jak tym zraniłem rodziców, ale znowu czuję w sobie pustkę i potrzebę zrobienia czegoś z tym. Tylko nie wiem co mogę zrobić. Tato zauważa nas razem wtulonych w siebie. Podchodzi do nas i oferuje mi spacer po lesie jutro. Zgadzam się. Może to mi pomoże. Rozmowa z nim w naszym ulubionym miejscu pełnym wspomnień.
            Idę do swojego pokoju, kładąc rękę na szyi. Jestem zmęczony chociaż nic dzisiaj nie robiłem. Udaję się do łazienki i biorę długi prysznic. To jakoś pomaga mi zapomnieć o problemach i mnie relaksuje. Umyty nakładam bokserki i przyglądam się sobie w lustrze. Widzę wielki tatuaż „Stay strong” to sprawia, że lekko podnoszę kąciki swoich ust. Następnie poprawiam włosy, ponieważ delikatnie zakrywały mi twarz. Patrzę na blizny, które mam na obu rękach. Szkoda, że już chyba na zawsze zostaną. Wychodzę ze spuszczoną głową z łazienki i rzucam się na swoje łóżko. Mam nadzieję, że wyjście do lasu sprawi, że poczuję się lepiej.
            Budzę się, a nad sobą widzę ojca z tacą.
-Nie musiałeś – drapię się po głowie.
-Pomyślałem, że może sprawi ci to przyjemność – uśmiecha się.
-Oczywiście, że sprawiło! – podnoszę się z łóżka i przytulam do ojca.
-To szybko jedz i zaraz wychodzimy – klepie mnie po plecach, a ja wykonuję jego polecenie.
            Chwilę później znajduję się już na dole ubrany w czarną bluzę i szare spodnie. Tato czochra moje włosy i całuje moją matkę na pożegnanie. Ja również ją całuję w policzek. Ta głaszcze mnie kciukiem po policzku i życzy dobrej zabawy. Uśmiecham się do niej i szybko dołączam do taty, który już jest za drzwiami.
            W drodze do lasu popychamy siebie nawzajem i się śmiejemy. W pewnym momencie wpadam na jakąś dziewczynę, Emily. Wygląda bardzo ładnie. Włosy jak zwykle ma niepoukładane, a jej oczy… Są takie piękne! Chciałbym ją kiedyś lepiej poznać, ale nie wiem czy kiedyś będę miał okazję. Teraz jestem z tatą, a dziewczyna wygląda na trochę speszoną. Pomagam jej wstać i wystawiam swoje zęby, a brunetka spuszcza głowę i szybkim krokiem udaje się do szkoły. Wzdycham, a ojciec się ze mnie śmieje, klepiąc mnie po plecach.
-Już zapomniałeś o Katy?
-Co? – wybija mnie z moich myśli. – Nie…
            Ten tylko się na mnie patrzy.
            Jesteśmy już w lesie w miejscu naszych ćwiczeń. Rozmawiamy o wielu różnych sprawach i spędzamy miło czas. Tak to sprawia, że zapominam o wszystkich swoich zmartwieniach. Szarpiemy się i dużo się przy tym śmiejemy. Kocham go.
            Wieczorem siedzę między rodzicami z wielkim uśmiechem. Jestem szczęśliwy, że ich mam i że wszystko wróciło do normy. Czuję się tak samo jak przed igrzyskami. Jest cudownie. Mogę z nimi spędzać tyle czasu ile chcę i odwdzięczyć się za wszystko co dla mnie zrobili.
***
            Już dzisiaj zacznie się tournee. Jestem trochę zdenerwowany, ale myślę, że bardzo dobrze spędziłem czas przed nim. Siedzę na łóżku przed walizkami i rozglądam się po pokoju. Czochram swoje włosy i powoli schodzę z bagażami na dół. Słyszę pukanie do drzwi i ujawnia mi się Edward. Zaczynam żegnać się z rodzicami. Długo się do nich przytulam i całuję matkę w policzek. Ojciec targa mnie za włosy i chwilę później idę już z Edwardem na dworzec.
-Jak się czujesz? – pyta.
-Myślę, że dobrze. Rodzina potrafi sprawić, że zapomina się o problemach – patrzę w niebo z uśmiechem.
-Pewnie tak… - spuszcza głowę. No tak przecież on większość swojej rodziny stracił.
-Jak się czułeś przed swoim tournee? – pytam.
-Byłem trochę przerażony. Na pewno nie wyglądałem jak ty. Ja wtedy jeszcze brałem narkotyki. Dobrze, że ciebie to nigdy nie spotka.
            Edward nic nie wiedział o mojej przygodzie w Kapitolu. Zaczynam mu ją opowiadać, a ten jest bardzo zaskoczony moim zachowaniem. Nie spodziewał się, że tak postąpię. Myślał, że jestem dużo silniejszy. Wiedział, że było ze mną źle po wygraniu igrzysk, ale nie sądził, że aż tak. Ale stwierdza, że i tak jestem od niego lepszy, ponieważ szybko zrozumiałem swoje błędy.
            Siedzimy razem w pociągu i opowiadamy sobie różne zabawne historie. Nawet Sophie. Przed igrzyskami była bardzo poważna, ale teraz się trochę rozluźniła. To dobrze. Wolę ją taką. Celine mówi, że trochę się zaniedbałem przez ostatni czas i będzie musiała mi trochę podciąć włosy. Żałuje, że nic nie może zrobić z moim bliznami. Wyglądają trochę dołująco, ale Edward twierdzi, że one idealnie pokazują jak cierpiałem.
            Jest już wieczór, a ja jestem wykończony. Dopiero jutro będziemy w dystrykcie dwunastym. Uciekam do swojej sypialni i szybko zamykają mi się oczy. Jestem ciekawy przebiegu tournee, ale teraz muszę się zrelaksować i nie powinienem się tym przejmować, a wszystko powinno pójść dobrze.
---
Rozdział niezbyt ciekawy, ale musiałam zrobić jakieś wprowadzenie do tournee. Obiecuję, że sam przebieg tournee postaram się napisać naprawdę ciekawie. Będę musiała wysilić swoją wyobraźnię. ;) Jak zauważyliście jakieś błędy lub macie rady to zapraszam do powiedzenia mi o tym. Czekam na wasze opinie w komentarzach. :))
W przyszłym tygodniu wyjeżdżam na zieloną szkołę, więc nowego rozdziału spodziewajcie się po 30 maju. :))

Pozdrawiam xx

poniedziałek, 19 maja 2014

Rozdział XII - Powrót do domu

-Co ty tutaj robisz? – pytam niebieskookiego.
-Przyszedłem się pożegnać i przeprosić za zachowanie kiedy powiedziałeś, że chcesz wyjechać. Po prostu zabolało mnie to, że chcesz ode mnie odjechać. – odpowiada, patrząc się w ziemię. – Może masz rację, ale ja nie chcę stąd odchodzić. Tutaj czuję się lepiej niż w swoim dystrykcie.
-Rozumiem – patrzę na niego ze współczuciem. – Jak chcesz tutaj zostać to zostań. Tylko mi obiecaj, że nie wrócisz do tamtego miejsca i zaczniesz lepsze życie.
            Chłopak się na mnie patrzy. Widzę, że jego oczy zaczynają się robić szklane. Podchodzę do niego i się przytulamy. Chris zaczyna płakać. Mówię mu, że wszystko będzie dobrze, ale chłopak woli, abym jeszcze został.
-Pomyśl o mojej rodzinie. Muszę do nich wrócić, ale obiecuję, że jeszcze tu wrócę.
            Chris ociera łzy i lekko podnosi kąciki swoich ust. Klepię bruneta po plecach. Chłopak wskazuje mi palcem pociąg. Uśmiecham się do niego i kieruję w stronę pojazdu. Jeszcze się za sobą oglądam i macham przyjacielowi. Wsiadam do pociągu i szukam jakiegoś wolnego przedziału. Kiedy się znajduję w jednym z nich, siadam i myślę o tym wszystkim co wydarzyło się w Kapitolu. Będę tęsknić za Chrisem. To bardzo dobry człowiek. Myślę, że jest moim przyjacielem. Jedynym przyjacielem. Ale to miejsce… To był jakiś koszmar. To co tam się działo przez ostatnie dni było nie do wytrzymania. Muszę się teraz zobaczyć z rodzicami. Powiedzieć im o wszystkim. O tym jak się czułem po igrzyskach, o moim cięciu się, głodowaniu i o tym co tutaj się działo. Wiem, że pewnie będą na mnie źli. Moje zachowanie było nieodpowiedzialne. Mogłem doprowadzić się do okropnego stanu, a może nawet do śmierci. Na myśl o tym wzdrygam się.
***
            Dojeżdżam już do swojego dystryktu. Czochram swoje włosy po czym biorę swoje bagaże i czekam aż pociąg się zatrzyma. Wysiadam z pojazdu i pojawia się mój dystrykt. Jest popołudnie. Idę powoli ścieżkami do mojego domu. Wszyscy się na mnie patrzą jak na dziwaka. Wiem, wyglądam okropnie. Jestem strasznie zaniedbany i jeszcze moja twarz pewnie wygląda jakbym nie wiadomo co robił. A przecież robiłem różne koszmarne rzeczy w Kapitolu.
            Zatrzymuję się przed swoim domem. Patrzę na niego i czuję się okropnie. To co zaraz powiem rodzicom na pewno ich załamie. Wywoła u nich różne emocje. Będą smutni i jednocześnie wściekli. Wątpię, aby przypuszczali, że kiedykolwiek dopuszczę się do takiego zachowania. Ja też tak myślałem. Podchodzę powoli do drzwi i je otwieram. Chcę wejść niezauważony, więc cichutko wchodzę po schodach, ale hałas wywołuje mój upadający bagaż. Wtedy pojawia się moja mama. Na mój widok kamienieje. Po jej twarzy spływa jedna łza, która wywołuje potok. Ja mówię mamie, aby przystała płakać. Nic się nie stało, ale ta mnie odpycha. Nie wie co się stało, ale uważa, że zachowałem się okropnie. Ocenia to po moim wyglądzie. Wychudzony, zarośnięty i jeszcze te oczy… Wyglądam jak typowy narkoman. Chcę do niej podejść i wszystko jej opowiedzieć, ale ta nie chce mnie słuchać. W końcu się poddaję. Podnoszę swój bagaż z podłogi i uciekam do swojego pokoju. Wypakowuję rzeczy, a kiedy to kończę udaję się do łazienki. Biorę porządną kąpiel, na jaką nie mogłem sobie pozwolić w Kapitolu. Umyty sięgam po nożyczki i lekko ścinam swoje loki, aby wyrównać ich długość. Następnie się golę. Wyglądam nieco lepiej, ale nadal jestem za chudy, a zanim moja twarz wróci do normalności to trochę czasu minie. Ubieram się na czarno i schodzę na dół, aby jeszcze raz spróbować porozmawiać z mamą. Wtedy na kanapie zauważam również ojca. Świetnie! Mam przechlapane. Będę miał rozmowę życia jaki to jestem nieodpowiedzialny. Nie ważne, że to wiem. Oni zawsze lubią mi robić długie wykłady mimo, że wiem jakie błędy popełniłem. Podchodzę do nich powoli cały czas się im przyglądając i kręcąc głową. Siadam naprzeciwko nich i wtedy słyszę swojego ojca:
-Teraz Harry – zaczyna poważnie – powiedz mi co ty do jasnej cholery tam wyprawiałeś?!
            Biorę wdech i opowiadam im całą historię od powrotu z igrzysk. Mówię o swoim samookaleczeniu, głodzeniu się. Później przechodzę do wyjazdu do Kapitolu. Opowiadam o tym jak poznałem Chrisa i jak zacząłem brać narkotyki, pić w nadmiernej ilości i palić. Niechętnie mówię im o nagłej pobudce u dziewczyny, której nie znałem. Moim rodzicom również się to nie podoba i mają podobny wyraz twarzy do mojej. Później mówię im o tym jak Chris zareagował na to kiedy chciałem odejść. Na tym wszystkim kończę swoją wypowiedź. Rodzice są świetnymi słuchaczami, a teraz czekam na ich długi wykład. Oczywiście na koniec swojego wypowiedzenia dodałem, że rozumiem swoje błędy i dlatego wróciłem, ale wiem, że na pewno dodadzą swoje pięć groszy.
-Synu to wszystko co zrobiłeś, jak sam przyznałeś, było nieodpowiedzialne. Jak mogłeś się samo okaleczać i głodzić?! Myślałeś wtedy o nas?! Co by się stało jakbyś zginął?!
-Wiem tato – przerywam mu.
-Ten wyjazd do Kapitolu też nie był mądry skoro robiłeś tam takie rzeczy – patrzy na mnie ze złością, a ja spuszczam głowę, ponieważ nie jestem w stanie spojrzeć mu w oczy. – Narkotyki, alkohol, papierosy, noce u dziewczyn, których nie znasz. Nie sądzę, aby ten Chris był dobrą osobą do towarzystwa – na to ja reaguję ze złością.
-Chris jest świetny! Zresztą powiedziałem ci, że sam żałuje tego wszystkiego. On również zrozumiał swoje błędy! I obiecał mi, że się poprawi!
-Nie mów mi, że masz zamiar tam jeszcze wrócić! – mówi z oburzeniem mój ojciec.
-Mam! Chris to mój przyjaciel, a Kapitol nie jest takim złym miejscem!
-Tak… tylko przez przypadek doprowadziłeś się tam do okropnego stanu – przewraca oczami. – Zabraniam ci tam wyjeżdżać, rozumiesz?!
-Nie! Nie zostawię tam przyjaciela. Muszę go odwiedzać! Nie zabronisz mi tego! – krzyczę na niego po czym wychodzę z domu.
            Słyszę jego nawoływania, ale nie słucham go. Jestem na niego zły. Nie rozumie, że Chris to mój przyjaciel? Jeszcze z nikim się tak dobrze nie dogadywałem. Zresztą gdyby nie te wszystkie sytuacje może nadal bym się samo okaleczał i głodził? Nie pomyślał o tym? Przecież powiedziałem, że zaprzestałem cięcie się dzięki tatuażowi. Wiem to dziwnie brzmi, ale na jego widok starałem się naprawdę być silny i od razu odkładałem ostrza. Idę teraz do lasu. W drodze do niego potrącam paru ludzi. Wpadam nagle na brunetkę. To Emily. Patrzymy się na siebie. Ma bardzo zaskoczony wzrok. Ale nic nie mówi. Jeszcze chwilę na nią zerkam, lecz również nic nie mówię. Nie jestem w stanie. Jestem bardzo zły i chyba wolę posiedzieć sam. Przechodzę przez ogrodzenie i już znajduję się wśród drzew. Udaję się do miejsca, gdzie zawsze ćwiczyłem z ojcem. Siadam na wielkim głazie i zaczynam krzyczeć w niebogłosy. Jestem bardzo zły. Mogłem jednak zostać. Przynajmniej bym się nie denerwował. Pomógłbym Chrisowi znaleźć nowy dom, pracę. Mam nadzieję, że sobie poradzi beze mnie. Ciekawy jestem co mama na ten temat myśli. Nic nie mówi przez ten cały czas. Pewnie jest w niezłym szoku. Nie dziwię się jej. Jedyny, ukochany syn wyrządził jej okropną krzywdę swoimi czynami. Łapię się za głowę. Teraz kładę ręce na oczy. Co ja zrobiłem? Skrzywdziłem osobę, którą kocham najbardziej na świecie. Jak ja mogłem?!
            Niebo robi się ciemne. Patrzę na pierwsze pojawiające się gwiazdy. Powinienem wrócić do domu, ale nie chcę, aby ojciec znów się na mnie denerwował. Jednak powoli udaję się w kierunku swojego domu. Przez drogę od czasu do czasu ocieram oczy. Jestem strasznie zmęczony.
Wreszcie jestem pod domem. Patrzę na drzwi i niepewnie je otwieram. Jak na razie nikogo nie słyszę. Zaglądam do salonu – pusto. W kuchni też nikogo nie ma. Może poszli spać? Podchodzę do drzwi do ich salonu. Słyszę jakąś rozmowę.
-Nie powinieneś na niego tak krzyczeć – mówi moja matka. – Przecież widziałeś, że chłopak tego żałuje.
-Zasłużył sobie. W ogóle nie pomyślał o tym jak bardzo nas tym skrzywdził. Co źle zrobiliśmy, że od razu się do nas nie zwrócił z problemem?
-Nie chciał nas martwić! Czy to naprawdę tak trudno zrozumieć?! – płacze moja mama.
            Chcę wejść, ale boję się, że ojciec znowu zacznie na mnie krzyczeć, że ich podsłuchuję itd., więc postanawiam udać się do swojego pokoju.
            Biorę szybką kąpiel i wychodzę na taras. Przyglądam się niebu. Księżyc jasno świeci i widzę wiele mieniących się gwiazd. Wiatr lekko targa mi włosy. Trzymam złożone ręce i opieram je o barierkę. Muszę ich jakoś przeprosić i wynagrodzić wszystko co dla mnie zrobili. Tylko jak? Nęka mnie to. Myśli na ten temat przerywa mi trzaskanie drzwi. To sprawia, że od razu wychodzę z pokoju, aby sprawdzić co się dzieje. Widzę jak mój ojciec schodzi po schodach. Śledzę go. Sięga po kurtkę i wychodzi z domu. Wtedy ja postanawiam wejść do sypialni moich rodziców. W niej zastaję matkę całą we łzach. Podchodzę do niej i się przytulam. Ta czochra moje włosy po czym łapie mnie za głowę i pociera kciukiem po policzku. Lekko unoszę kąciki ust, ona również.
-Mamo, ja ciebie bardzo przepraszam – spływa mi łza po twarzy.
-Spokojnie skarbie. Nic się nie stało. Ja ciebie rozumiem. Byłeś w rozsypce.
-A co z tatą? Co się stało? – pytam zaniepokojony.
-Tylko troszkę się o ciebie pokłóciliśmy. Nie masz się czym martwić – uspokaja mnie, ale mnie to nie satysfakcjonuje.  
-Mamo ja chcę wiedzieć czemu wyszedł taki zły – patrzę na nią błagalnym wzrokiem.
-On nie jest w stanie ci wybaczyć. Uważa, że jestem naiwna. On bardzo to przeżywa… Bardzo cię kocha.
-Krzyczenie na mnie i zabranianie odwiedzania przyjaciela jest oznaką miłości? – kpię.
-Harry, on się o ciebie martwi. Po prostu chce, żebyś już nigdy więcej tak nie postąpił, a skoro w Kapitolu doszło do najgorszego nie chce, abyś tam wracał i znowu sobie coś zrobił.
            Kręcę głową, ale powoli rozumiem co moja mama chce mi przekazać. Przytulam się jeszcze raz do niej, a ta całuje mnie w głowę. Spędzamy razem noc. Tak jak za dawnych lat. Kocham swoją mamę. Teraz obydwoje potrzebowaliśmy swojej bliskości.
            Rano budzę się już sam. Mama pewnie szykuje już śniadanie. Idę do swojego pokoju, aby się przebrać. Ubieram czarne spodnie, białą bluzkę i czarną bluzę. Idę do łazienki, obmywam twarz i poprawiam włosy. Następnie schodzę na dół. Obejmuję mamę i całuję ją w policzek. Mówię, aby usiadała, a ja dokończę śniadanie i je zaniosę. Zauważam, że taty nie ma w domu. Gdzie on jest? Ale moja mama się o niego nie martwi, więc powinien być cały. Biorę kanapki na tacę i zanoszę je do jadalni, w której czekała moja mama. Kładę jedzenie na stół i siadam obok kobiety. Biorę pierwszy kęs, a po chwili pytam:
-Mamo – patrzy na mnie pytająco. – Gdzie jest tata?
            Przełyka jedzenie i poprawiając włosy odpowiada mi:
-Nie martw się. Poszedł na krótki spacer.
-Ale on wrócił od wczorajszego wyjścia?
-Tak. Przyszedł na chwilkę, aby coś zjeść. Zastałam go w kuchni kiedy chciałam zrobić nam śniadanie. Pogadaliśmy troszkę, a później powiedział, że idzie się przejść. Chyba musi to wszystko przemyśleć – podnoszę się od stołu, na co kobieta reaguje. – Gdzie się wybierasz?
-Do taty – odpowiadam i całuję ją w policzek. – Spokojnie nic się złego nie stanie – obiecuję jej, ponieważ na jej twarzy pojawiło się przerażenie.
            Wychodzę z jadalni i biorę kurtkę w rękę. Powoli udaję się do lasu. W drodze do niego napotykam paru uczniów naszej szkoły. Niektórzy mnie wołają, aby chwilę pogadać, ale ja ich olewam. Muszę porozmawiać z tatą. Przechodzę przez ogrodzenie i udaję się do miejsca naszych ćwiczeń. Wiem, że go tam znajdę. Widzę go. Siedzi na głazie, na którym wczoraj to ja siedziałem. Powoli idę w jego stronę.
-Tato – odwraca się do mnie. – Wszystko w porządku?
            Wzdycha.
-Tak. Chodź tu synu – nawołuje mnie machnięciem ręki.
            Siadam obok niego, a ten mnie obejmuje.
-Pamiętasz jak pierwszy raz strzelałeś z łuku?
-Chyba jak upadłem pod jego ciężarem – śmieję się, a on również.
-Tak – patrzy na mnie. – Przepraszam cię za to jak na ciebie krzyczałem. Byłem zły, smutny. Wszystko na raz. Po prostu bolało mnie to, że nie zwróciłeś się do nas z problemem i borykałeś się z tym sam. Wiem, że nie chciałeś nas martwić, ale ty też musisz wiedzieć, że jak nam to powiedziałeś dopiero teraz to nas bardzo to zabolało. I jeszcze te wszystkie rzeczy co miały miejsce w Kapitolu…
-Przepraszam ciebie tato. Ja nie wiem co we mnie wstąpiło. Ale obiecuję, że to już nigdy się nie powtórzy – spływają mi łzy.
-Ej. Jaki z ciebie chłop, że płaczesz? – śmieje się ze mnie.
-Wolałbyś, abym był bezuczuciowy? – pokazuję język.
-Nie – popycha mnie.
            Wspominamy chwile spędzone w tym miejscu. Byliśmy tutaj wiele razy. To  właśnie tu odbywały się najcenniejsze lekcje.
            Wracamy razem do domu. Jest już popołudnie. Czas szybko zleciał. Ale może też dlatego, że obudziłem się późno… Ważne jest to, że wracamy z uśmiechami na twarzy. Mama na nasz widok również się uśmiecha. Wszystko powoli wraca do normy. Nareszcie możemy znowu się cieszyć swoim towarzystwem jak przed igrzyskami.
***
            Jest już po dwudziestej drugiej. Rodzice śpią, a ja sam siedzę w salonie i oglądam telewizję. W pewnym momencie słyszę pukanie do drzwi. Kogo nosi o tej porze? Wyłączam telewizję, odkładam pilota i podchodzę do drzwi, drapiąc się po głowie. Otwieram je, a przede mną ujawnia się jakaś kobieta.
-Dobry wieczór Harry – mówi. – Jestem Olive, mama Katy.
---
Oczywiście zapraszam do komentowania. Jakieś błędy, czy się podobało itd. :))
Jak zdążyliście zauważyć pojawił się nowy wygląd. Podoba wam się? :D

Pozdrawiam xx

piątek, 16 maja 2014

Rozdział XI - To nie miejsce dla mnie

          Słyszę jakieś jęki w pokoju obok, ale postanawiam tego nie sprawdzać. Wszystko może się tutaj dziać. Wiele rzeczy, których nie chcę zobaczyć… Powoli podnoszę się z podłogi ubrany tylko w bieliznę. Idę do łazienki, obmywam twarz, ubieram czarne spodnie i T-shirt. Następnie wracając do pokoju biorę w rękę papierosy. Wtedy wchodzi Chris. Ma lekko zaspane oczy. Drapie się po głowie po czym pyta:
-To jak idziemy?
-Pewnie.
            Przechodzimy przez tłum ludzi w barze, nie zwracając nawet na nich uwagi. Parę dziewczyn mnie zaczepia, ale nie patrzę na nie. W ogóle nie mają do siebie szacunku. Nie jestem w stanie tego zrozumieć. Wychodzimy z tego okropnego miejsca. Na dworze pada deszcz. Chris nakłada kaptur na głowę, a ja niestety moknę, bo nic nie mam. Wchodzimy w tłum kapitolińczyków. Co chwilę o kogoś szturcham. Niektórzy są bardzo nie mili i krzyczą, że to moja wina, choć sami na mnie wpadli. Staram się każdego omijać, ale jest to bardzo trudne, ponieważ jest nie wiele miejsca.
Chłopak ciągnie mnie za sobą przez tłum i po dłuższej chwili schodzimy po jakiś schodach. Pomieszczenie jest ciemne, a w nim znajduje się paru mężczyzn z wielką ilością tatuaży. Według mnie przesadnią.
-Cześć Jared! To jest Harry. No wiesz, ten co wygrał igrzyska – tłumaczy znajomym Chris.
-Tak, wiem kto to. Co cię tu sprowadza?
-Chcę sobie zrobić tatuaż – odpowiadam z nutką niepewności. Dziwnie się tutaj czuję.
-To zapraszam – mówi umięśniony mężczyzna, z kolczykami w nosie, ustach, z tunelem, o fioletowych włosach i ubranym w skórę. Jak można z siebie zrobić takiego dziwaka?
            Idę w stronę, którą przed chwilą wskazał mi mężczyzna. W drodze drapię się po głowie. Zawsze tak robię, jak jestem czegoś niepewny.
            Czuję się dziwnie w tym miejscu, ale może to dlatego, że nie jestem przyzwyczajony do takiego widoku. Idę powoli za mężczyzną. Każe mi usiąść na krześle i pyta co i gdzie chcę sobie wytatuować. Mówię, że chcę napis „Stay Strong” na klatce piersiowej. Mężczyzna smaruje mnie jakimś płynem i po chwili bierze się za tatuaż. Trochę to boli, ale daję radę.
***
            Już po wszystkim. Nawet tak nie bolało. Podchodzę do lustra i widzę wielki napis na klacie „Stay Strong”. Świetnie to wygląda. Mężczyzna klepie mnie po plecach. O mało się nie przewróciłem. Towarzysz się ze mnie śmieje po czym pyta czy mi się podoba. Podnoszę głowę, ponieważ jest ode mnie wyższy i mówię, że bardzo mi się podoba i mu dziękuję. Idę teraz do Chrisa i pokazuję mu swój tatuaż. Chłopak na mój widok zrobił wielkie oczy. Nie spodziewał się, że mój pierwszy tatuaż będzie tak duży. Jego to zaledwie było parę gwiazdek na nadgarstku. Śmieję się ze swoim przyjacielem i idę się ubrać.  
            Wychodzimy z salonu tatuaży. Na dworze już nie pada. Chris pyta się mnie co teraz chcę zrobić. Widzę jak ktoś jedzie na motorze. Zawsze chciałem się nauczyć na nim jeździć. Na moje szczęście Chris umie i mówi, że może mnie nauczyć. Udajemy się do miejsca, gdzie roi się od motorzystów. Poznaję wielu ludzi, którzy mają dużą ilość tatuaży, są bardzo umięśnieni, dużo wyżsi ode mnie i ubrani w skórę. Czuję się taki mały i słaby. Chris się ze mnie śmieje. Każe mi wybrać sobie jakiś motor na którym będę się uczył jeździć. Biorę pierwszy lepszy. Z początku mi to nie wychodzi i co chwilę upadam. Jestem cały obolały i robię sobie parę, nowych ran, ale po raz pierwszy od dłuższego czasu robię je sobie nie z własnej woli. Chris zauważa, że jestem już zmęczony, więc mówi, że przyjdziemy tu jutro na ciąg dalszy lekcji. Teraz udajemy się do hotelu, aby zabrać moje rzeczy. Nie będę tutaj spędzał czasu skoro mogę go spędzać z Chrisem. Portier podejrzanie na nas patrzy. Jesteśmy cali brudni, a szczególnie ja. Z początku mnie nie poznaje i nie chce dać mi kluczy. Krzyczę na niego, a Chris mnie uspokaja. W końcu mężczyzna daje mi klucze i wjeżdżam do swojego mieszkania. Mój towarzysz jest zachwycony widokiem. Uważa, że moje mieszkanie jest świetne i, że zwycięzcy jednak mają dobrze. Wtedy mu przypominam o tym co musiałem przeżyć, aby to wszystko mieć, ale chłopak i tak nie zwraca na to uwagi. Rozgląda się po mieszkaniu, jakby to było coś nowego. Szczerze to mu się nie dziwię. Mieszka w takiej dziurze… Powinienem im załatwić coś lepszego niż ta nora. Ale to kiedyś indziej. Chłopak namawia mnie, abyśmy zostali tutaj na noc. Nigdy nie był w tak dużym mieszkaniu. Zgadzam się. Ale tutaj nie mamy za wiele. Zamawiamy trochę wina i opowiadam mu o swojej rodzinie. Około północy chłopak zasypia, a ja idę do łazienki się umyć. Moczę się w wodzie. Czuję się taki nieświeży. Stoję przed lustrem. Brr… nadal wyglądam okropnie. Jest wychudzony. Powinienem więcej jeść, ale nie mogę. Nie potrafię. Mam też już za długie włosy. Muszę je sobie obciąć. Patrzę na rany. Znowu myślę o tym, aby wziąć żyletki, ale wtedy patrzę na tatuaż, który mnie od tego powstrzymuje. Wychodzę z łazienki i kładę się obok Chrisa. Musimy jutro wrócić do tego miejsca. Potrzebuję tych narkotyków. Dzięki nim o wszystkim zapominałem, a teraz do mojej głowy znowu wracają igrzyska.
            Budzimy się dość wcześnie. Kiedy się ubieram Chris niespodziewanie znajduje się przede mną z wiadrem wody. Próbuję go powstrzymać od jego zamiarów, ale niestety chwilę później jestem cały mokry. Rzucam się na niego i rozegrała się mała walka. Taka jaką każdy brat z bratem musi odbyć w swoim życiu. Dużo się przy tym śmiejemy. „Było ze mną nie zadzierać!” śmieję się do Chrisa, blokując go swoim ciałem. Chłopak nie może się uwolnić. Krzyczy na mnie, abym go puścił. Kiedy to robię pokazuje mi swoje nadgarstki, które są teraz czerwone, a ja wzruszam ramionami z łobuzerskim uśmiechem. Kiedy już jesteśmy gotowi, biorę swoje rzeczy i wychodzimy. W drodze do kamienicy żartujemy sobie z mieszkańców Kapitolu. Schodzimy po schodach, przechodzimy znowu przez tłum i chowamy się w pustym pokoju. Szybko biorę proszki, wciągam je i zapominam o wszystkim. Cały czas się śmieję z Chrisem. Chciałbym tu zamieszkać. Tylko co na to moi rodzice? Dadzą radę sami? Raczej tak…
            Nie pamiętam co się działo w nocy, ale ku mojemu zaskoczeniu obok mnie leży jakaś dziewczyna, a obok niej Chris. Co się stało? Nie poznaję również miejsca w którym jesteśmy. Podnoszę się z łóżka. Zauważam, że jestem kompletnie nagi. Co ja zrobiłem?! Co raz bardziej się martwię tym co mogło się wydarzyć w nocy. Patrzę w stronę przyjaciela. Ten jest wtulony w blondynkę i słyszę jak coś mamrocze pod nosem. Rozglądam się po pokoju. Ściany ma koloru jasnofioletowego. To chyba mieszkanie tej dziewczyny…  Szukam swoich ubrań. Przeglądam stertę rzeczy i w końcu znajduję to czego szukałem. Szybko je na siebie nakładam i podchodzę do Chrisa. Szturcham nim lekko, aby się obudził. Ten jest równie zaskoczony jak ja po swojej pobudce w tym miejscu. Ociera oczy i pyta:
-Gdzie my jesteśmy?!
-Nie mam pojęcia – odpowiadam zły. – Musieliśmy nieźle przedawkować w nocy.
-Noo – powiedział z robiąc zaskoczoną minę.
            Chłopak drapie się po głowie i spogląda na osobę, która obok niego leży. To sprawia, że jest jeszcze bardziej zaskoczony. Ale po chwili się śmieje i przejeżdża ręką po twarzy dziewczyny. Przyjaciel dostaje ode mnie po głowie.
-Nie pozwolisz się zabawić! – mówi z wyrzutem.
-Nie sądzę by to było mądre!
            Chris przewraca oczami, ale podnosi się z łóżka. On również jest nagi, ale jakoś nie przejmuje się tym, że widzę go w takim stanie. Chłopak powoli rozgląda się po pokoju, ziewając od czasu do czasu. Kiedy znajduje swoje rzeczy, ubiera ja i rozgląda się po pokoju.
-Jak myślisz? Jak bardzo zaszaleliśmy? – śmieje się.
-Nie wiem i nie chcę wiedzieć – odpowiadam trochę zezłoszczony.
-Oj wyluzuj! Raz się żyje! – klepie mnie po plecach, ale nie podoba mi się jego podejście.
            Wychodzimy z mieszkania dziewczyny. Okazuje się, że daleko nie uciekliśmy. Dochodzimy do naszego mieszkania w piętnaście minut. Chris nadal mnie nęka tym co mogło się wydarzyć dzisiejszej nocy podczas gdy ja nie mam najmniejszej ochoty o tym rozmyślać. Jak zrobiłem coś głupiego to sobie nie wybaczę. Już samo to, że spałem w jednym łóżku z jakąś dziewczyną i Chrisem było dziwne i raczej mogę się domyślać do czego doszło, ale staram się nie dopuszczać do siebie takiej myśli. Przyjaciel tylko cały czas się śmieje z mojej reakcji. Uważa, że to nic złego. „Czasem trzeba zaszaleć” mówi.
            Wchodzimy do naszego pokoju, który oczywiście jest pusty. Sięgamy po papierosy, a do środka wchodzi Matt. Chyba po raz pierwszy widzę go trzeźwego.
-No chłopaki – patrzy na nas z zadowoleniem. – Nieźle wczoraj zaszaleliśmy, nie?
            Nie podoba mi się to co powiedział. To co raz bardziej sprawia, że czuję się źle z tym co zrobiłem. Nie chcę wiedzieć co zrobiłem. Boję się, że sobie tego nie wybaczę. Moja mama mnie nauczyła, że kobiety trzeba szanować, a nie spać z pierwszą lepszą.
-A dokładniej pamiętasz co się działo tej nocy? – pyta Chris, wkładając do ust papierosa.
-Nic nie pamiętacie?! – oświadcza z zaskoczeniem. – Toście odpłynęli – śmieje się.
-To powiesz nam co się stało? – kontynuuje Chris.
-Wyszliśmy na miasto. Tam wpadliście na jedną blondynkę, która zaczęła tańczyć i wy również. Śmialiście się. Było wam dobrze. Po chwili dziewczyna całowała Harry’ego. Chłopak nie chciał jej puścić – patrzy na mnie z zadowoleniem, a ja robię wielkie oczy. Jak ja mogłem?! – A ty Chris byłeś zazdrosny i złapałeś ją w tali. Ta wtedy kopnęła Harry’ego, a ten jęczał z bólu. W tym czasie ty i blondyna się nieźle całowaliście. Później poszliście gdzieś razem z nią, a ja wróciłem do baru, więc co się dalej wydarzyło nie jestem w stanie wam powiedzieć.
            Chris łapie się za głowę, a ja patrzę w podłogę. Boję się tego co mogło się wydarzyć. Resztę dnia spędzam w pokoju, myśląc o tym wszystkim i popijając winem.
            Następnego ranka budzę się już z lepszym humorem. Postanowiłem też ograniczać się z alkoholem i narkotykami. Nie chcę powtórki z ostatniej nocy. Czuję się z tym okropnie. Ocieram oczy. Chwilę później leżę na ziemi powalony przez mojego przyjaciela. Szarpiemy się i śmiejemy. Kiedy znowu z nim wygrałem oferuje mi wyjście na motory. Mieliśmy tam pójść wczoraj, ale po tamtej nocy jakoś nie było czasu, a ja nawet nie byłem w stanie nic zrobić. Za bardzo się tym przejąłem. Zgadzam się na propozycję przyjaciela i nakładam na siebie skórzaną kurtkę.
            Dochodzimy do miejsca. Witam się z każdym z mężczyzn, a później znajduję się na motorze obok Chrisa. Ten jeszcze raz mi dyktuje co powinienem zrobić. Coraz lepiej mi idzie. Już się nie przewracam, ale jeżdżę bardzo wolno. Przyjaciel się ze mnie śmieje, że jestem wolniejszy od ślimaka. Wtedy się na niego wściekam i przyspieszam. Robię łobuzerski uśmiech i jadę w stronę przyjaciela. Ten rob wielkie oczy po czym skacze na bok.
-Czyś ty oszalał?! – krzyczy. – Byś mnie zabił!
-Nieprawda! – śmieję się.
-Taaa. Jakbym nie skoczył to szykowałbyś dla mnie pogrzeb! – również zaczyna się śmiać. – To co może mały wyścig?
-Zgoda – uśmiecham się kącikiem ust i nakładam na głowę kask.
            Stoimy obok siebie. Odwracamy głowy w swoją stronę po czym Chris zaczyna odliczać. I zaczął się wyścig. Jadę bardzo szybko. Unikam różne głazy znajdujące się na drodze oraz próbuję zrzucić Chrisa. Ten krzyczy, że to nie fair, po czym sam zaczyna mnie atakować. W końcu wyścig wygrywam ja. Mój przyjaciel nie jest w stanie się z tym pogodzić. Zawsze on był najlepszy. Robi smutną minę, a ja go klepię po plecach i mówię, żeby nie zachowywał się jak dziecko. Ten wtedy daje mi z liścia, a ja go kopię w nogę. Śmiejemy się.
***
            Jest już wieczór. Chris namawia mnie, abym wziął narkotyki, ale ja mu odmawiam z argumentem, że nie chcę skończyć w łóżku obcej dziewczyny jak ostatnio. Ten tylko przewraca oczami i mówi, że jestem tchórzem. Nie obchodzi mnie to. Wolę być tchórzem niż nie pamiętać co robiłem ostatniej nocy. Chłopak niestety doprowadza się do okropnego stanu. Gada różne głupoty. Zaczyna śpiewać i krzyczy, że chce wyjść na dwór. Zabraniam mu. Jeszcze skończy w domu jakiejś obcej kobiety albo wpadnie pod samochód albo zrobi sobie coś jeszcze gorszego. Ten protestuje, zaczyna krzyczeć coraz głośniej. Do pokoju wchodzi Matt i każe mi uciszyć przyjaciela, ale nie jestem w stanie. Daję mu z liścia, ale to nie pomaga. Wtedy chłopak się na mnie rzuca. Obrywam w głowę i tracę przytomność.
            Budzę się na podłodze. Potrząsam głową i podnoszę się z ziemi. Rozglądam się po całym pokoju, ale nie zauważam Chrisa. Dotykam swojej głowy. Strasznie boli. Kiedy jest nieświadomy czego robi mocno bije. Idę do łazienki, a tam w wannie widzę swojego przyjaciela z jakąś dziewczyną. Są w samej bieliźnie. Ich widok mnie odraża. To ohydne. Wzdrygam się po czym budzę przyjaciela. Ten znowu nic nie pamięta. Mówię mu co zrobił ostatniej nocy, jak krzyczał i uderzył mnie w głowę tak mocno, że straciłem przytomność. Chłopak mnie za to przeprasza po czym budzi dziewczynę leżącą w wannie. Ta również nie wie co tu robi. Krzyczy na nas, że ją zgwałciliśmy, a ja ją wyprowadzam z naszego mieszkania. Jakby się nie upiła to nic by się jej nie stało. Najpierw trzeba było pomyśleć, a później można mieć pretensje. Przewracam oczami, kiedy zamykam za nią drzwi. A Chris łapie się za głowę i mówi:
-Jeszcze raz cię przepraszam stary – patrzy na mnie ze współczuciem.
-Nic się nie stało. To nie byłeś ty – uśmiecham się lekko, ale chłopaka to nie zadowala.
-Może gdzieś wyjdziemy? – mówi po czym zaczyna jęczeć, że boli go głowa.
-Nie. Ty lepiej zostań i wypocznij po nocy – mówię do przyjaciela i podaję mu koc.
            Ten się śmieje i mówi:
-Dobrze mamusiu – całuje mnie w policzek, a ja go popycham na kanapę.
-Przestań się tak wygłupiać – mówię z oburzeniem.
-Oj to tylko żarty – macha ręką. – Coś się stało?
-Nie… - odpowiadam. – Myślę, że lepiej będzie jak wrócę do domu.
            Chłopak podnosi się z kanapy i łapie mnie za ramiona.
-Nie zgadzam się! Zostajesz!
-To miejsce nie jest dla mnie! Zobacz co się ze mną stało!
-Dla mnie wyglądasz dobrze.
-To masz coś z oczami. Wyglądam okropnie. Zanim tutaj przyjechałem wyglądałem jak cywilizowany człowiek, a teraz mam zarost, za długie włosy, jestem wychudzony i twarz mam zmęczoną – mówię dotykając się po twarzy.
-Co cię obchodzi twój wygląd! Nie jest ci tutaj dobrze?
-To miejsce ma na mnie zły wpływ. Na ciebie też Chris – mówię do niego z przejęciem, a ten tyko macha ręką.
-Dobra jak chcesz. Wyjeżdżaj! Poradzę sobie bez ciebie – mówi po czym wychodzi z pokoju.
-Chris… - wołam, ale chłopak już nie wraca.
            Powoli zbieram swoje rzeczy. Szkoda, że się nie pożegnałem z przyjacielem. Przykro mi też, że nie jest w stanie zauważyć co to miejsce z nim zrobiło. Pewnie wcześniej też się tak zachowywał. Dla niego to codzienność, ale nie dla mnie. To jest jakieś okropne miejsce. Nie jestem w stanie wytrzymać tutaj dłużej, dlatego postanawiam wyjeżdżać. Myślę, że dobrze postępuję. Chciałbym ze sobą zabrać Chrisa, ale on nie będzie chciał, a teraz nawet nie wiem gdzie jest. Kiedy pakuję ostatnie ubrania do walizki opuszczam to okropne miejsce. W barze jeszcze zaczepia mnie Matt.
-Już wyjeżdżasz? – pyta zaskoczony. – Jeszcze tydzień nie  minął.
-Mi już wystarczyło – patrzę na niego z pogardą i wychodzę.

            Przechodzę przez tłum kapitolińczyków. Wszyscy się na mnie dziwnie patrzą. Wiem, wyglądam okropnie. Jak wrócę do domu od razu coś z tym zrobię. Mam nadzieję, że rodzice nie zauważą mnie w takim stanie. Jestem na dworcu. Siadam na ławeczce i patrzę w ziemię. Co tu się stało? Chris jest świetny, ale to co tutaj się wydarzyło nie było dobre. Może jeszcze kiedyś tu wrócę, ale teraz nie mogę tu zostać. Czuję się okropnie po tym wszystkim. Nagle słyszę czyjeś kroki. To Chris.
---
Jak wam się podobało? Piszcie swoje opinie. Jak znaleźliście jakieś błędy też miło będzie jak mi o nich powiecie. :))
Pozdrawiam xx

sobota, 10 maja 2014

Rozdział X - Wyjazd do Kapitolu

Minął już tydzień od mojego powrotu. Całe dnie spędzam sam w pokoju. Od czasu do czasu przychodzą moi rodzice z jedzeniem, którego i tak nie jem. Wyrzucam je przez okno, żeby myśleli, że się nie głodzę. Nie jestem w stanie nic wsadzić do ust. Czuję się naprawdę dziwnie. Przez ten czas na moim ciele pojawiło się parę nowych ran, dlatego zakładam same swetry, aby rodzice nic nie zauważyli. Nie chcę, aby się mną martwili. Dzisiaj po raz pierwszy postanawiam wyjść na dwór. Matka się do mnie uśmiecha i całuje w policzek.
-Chyba wreszcie wracasz do siebie – mówi.
            Ja robię sztuczny uśmiech. Przez tydzień już się tego dobrze nauczyłem. Muszę ich oszukiwać inaczej umarli by ze zmartwienia, a tak myślą, że jest wszystko w porządku. Wychodzę z domu. Jest chłodno. Idę w stronę lasu. W drodze do niego widzę zaniedbane brązowe włosy, to Emily. Dziewczyna na chwilę się zatrzymuje i mi się przygląda. Ja również ją obserwuję. Słyszę jak ktoś ją woła i wtedy brązowooka mi znika. Dochodzę do lasu. Idę do miejsca, gdzie zawsze trenowałem z tatą strzelanie z łuku. Przyglądam się tym drzewom i śladom jakie na nich zostawiliśmy. Słyszę jakieś zwierze. To sarna. Przygląda się mi i po chwili ucieka. Ja siadam pod jednym z drzew i po raz kolejny myślę o igrzyskach. Nawet już nie chcę o tym myśleć, ale to samo wraca. Mam już tego dość. Krzyczę. Chcę, aby te myśli jakoś uciekły. Nie wiem co ze sobą zrobić. Wtedy wpadam na pomysł. Może pojadę do Kapitolu? Jest tam wiele miejsc, w których mógłbym się odprężyć i szczerze zawsze chciałem tam pojechać na dłużej i tylko dla siebie.
            Wracam do domu, oczywiście znowu robię sztuczny uśmiech. Mama opowiada mi jak jej minął dzisiejszy dzień, a ja tylko potakuję. Nie jestem w stanie więcej zrobić. Mówię jej o tym, że jutro jadę do Kapitolu. Moim rodzicom się to średnio podoba, ale w końcu to mój wybór. Idę do swojego pokoju i wyglądam przez okno. Widzę las, słyszę szum drzew i śpiew ptaków. Kiedyś to sprawiało, że czułem się cudownie. Od czasu kiedy wyjechałem na igrzyska nic nie jest w stanie poprawić mi humoru. Cały czas chodzę smutny, zdołowany. Myślę, że już nigdy nie będę szczęśliwy. Patrzę się na łóżko, po czym ściągam z siebie ubrania i się na nim kładę. Zasypiam błyskawicznie.
            Budzę się jakoś o szóstej. Biorę walizkę i wrzucam do niej rzeczy jakie wpadają mi w rękę. Kiedy jestem spakowany idę do łazienki. Myję się i przyglądam się sobie w lustrze. Wyglądam okropnie. Mam poczochrane włosy, zmęczoną twarz, smutne oczy i jestem bardzo chudy. Widać mi kości. Nigdy wcześniej tak nie wyglądałem. Ubieram czarne spodnie i bordowy sweter. Biorę swoje rzeczy i zostawiam rodzicom kartkę. Na dworze pojawia się słońce. Idę powoli ścieżką do pociągu. Nikogo nie spotykam. Wszyscy jeszcze śpią. Nawet nie wiem jaki jest dzisiaj dzień tygodnia, miesiąc. Nic. Wsiadam w pociąg, który chwilę później rusza. W drodze do Kapitolu zasypiam. Budzę się jakoś wieczorem. Widzę przed sobą jedzenie. Powinienem coś zjeść… Biorę jedną kromkę chleba i kilka łyków wody, ale nic więcej. Chodzę po całym przedziale i myślę o tym co będę robił w Kapitolu. Zamieszkam w jakimś hotelu, pójdę pewnie do jakiegoś baru, pozwiedzam parę miejsc, może poznam jakiś ludzi.
***
            Jest już piąta rano i moim oczom powoli ujawnia się Kapitol.  Widzę szklane budynki o nienaturalnych kształtach. Kiedy pociąg się zatrzymuje, szybko biorę swoje bagaże i wysiadam. Na ulicach widzę już paru ludzi. Niektórzy mi się przyglądają i podchodzą po autograf. Nie rozumiem ich. Jestem znany z tego, że kogoś zabiłem. Co to za sława? To nie jest godne pochwały. Podchodzi do mnie jakaś dziewczyna. Podrywa mnie, dotyka i powili zbliża swoje usta do moich. Ja wtedy ją odpycham i mówię, aby dała mi spokój, a ta patrzy się na mnie ze zdziwieniem. Nikt mnie nie rozumie… Znajduję jakiś hotel. Wchodzę do środka, a portier daje mi klucze do pokoju. Wsiadam do windy i jadę na dziesiąte piętro. Mieszkanie bardzo mi się podoba. Ma  ciemne barwy tak jak poprosiłem. Salon jest bardzo duży i jedna z jego ścian jest cała we szkle. Idealnie. Kuchnia jest troszkę mniejsza. W jadalni znajduje się duży stół z dziesięcioma krzesłami. Szukam sypialni. Wchodzę do niej i pojawiają mi się ciemnobrązowe ściany. Pokój jest podobny do tego co dostałem jak wylosowano mnie na igrzyska. Zostawiam tutaj bagaż i wychodzę. Udaję się na spacer po mieście. Na ulicach pojawia się coraz więcej ludzi. Szukam jakiejś knajpki, aby się ukryć. Wchodzę do pierwszej lepszej. Jest tam nie wiele ludzi i większość jest pijana. Podchodzę do barmana i proszę go o wino. Kiedy dostaję to o co prosiłem podchodzi do mnie jakiś chłopak.
-To ty jesteś Harry Joven? – pyta.
-Tak, ale nie mam nastroju na rozmowy, wybacz.
-Ale ja nie chcę rozmawiać o igrzyskach. Chcesz to mogę ci pokazać parę ciekawych miejsc w Kapitolu – mówi, a teraz przechodzi na szept. – Ten barek nie należy do najlepszych.
-W takim razie co tutaj robisz? – pytam z ciekawością.
-Widziałem jak tutaj wchodzisz.
            Kiedy kończę pić wino wychodzimy z baru. Na zewnątrz jest już tłum ludzi. Trudno jest kogoś tutaj znaleźć. Chłopak łapie mnie za rękę i za sobą ciągnie. Skręcamy w jakąś ciemną uliczkę. Idziemy w ciszy. Cały czas patrzę się na niego. Ma krótkie, brązowe włosy, niebieskie oczy. Jest mojego wzrostu i ma tunel w lewym uchu. Ubrany jest w czarne spodnie, bluzkę i skórzaną kurtkę.
-Jak masz na imię? – pytam.
-Ach tak! Nie przedstawiłem się – mówi. – Jestem Chris.
-Wiesz. Czuję się dość dziwnie. Ty wiesz kim jestem, co zrobiłem, a ja o tobie nic nie wiem.
-Mieszkałem w dystrykcie dwunastym, ale stamtąd uciekłem. Nikt się nie zorientował, że nagle im zniknął jakiś chłopak. Moi rodzice nie zwracali na mnie uwagi. Byłem im obojętny i nadal jestem skoro mnie nie szukają. Uciekłem im jak miałem szesnaście lat. Miałem dość tego co tam się działo. Zawsze na mnie krzyczeli i krytykowali. Nie potrafili docenić tego, że starałem się robić wszystko, aby byli bezpieczni. Polowałem i codziennie coś przynosiłem do domu, a oni zamiast mi dziękować krzyczeli, że się narażam. Kiedyś już im uciekłem, ale wtedy zniknąłem tylko na kilka dni do kolegi. Moi rodzice się tym nie przejęli, ale matka mojego kolegi zaczęła się zastanawiać co się stało i wróciłem do rodziców. Po pewniej kłótni powiedziałem im, że mam ich dość i nie chcę już ich widzieć. W nocy się spakowałem i wsiadłem w pociąg. Było późno. Nikt mnie nie zauważył. Błąkałem się po Kapitolu. Wtedy poznałem Matta. Jest ode mnie o dwa lata starszy. Zabrał mnie do siebie. Opowiedziałem mu całą swoją historię i od tamtego dnia z nim mieszkam. Teraz mam osiemnaście lat. Szczerze jestem szczęśliwy, że tak się stało. Robię tutaj absolutnie wszystko co mi się podoba.
-Brzmi ciekawie…
            Chris przewraca oczami i dalej mnie prowadzi. Dochodzimy do zniszczonej kamienicy. Schodzimy na dół po brudnych schodach i ujawnia mi się słabo oświetlone miejsce. Jest tutaj wiele ludzi. Wszyscy palą, piją i chyba coś ćpają. Jest tutaj wiele dziwnych osób. Kobiety są prawie nagie, mężczyźni je wykorzystują. Brr… okropne miejsce. Na szczęście Chris mnie ciągnie dalej. Dobrze, że nie muszę na to patrzeć. Wchodzimy do ciemnego pokoju, w którym leży tylko stara kanapa, stół i półka, na której znajduje się dużo alkoholu.
-Chcesz coś? – pyta.
-Tak, wino.
            Chłopak wyciąga butelkę i nalewa mi wina do kieliszka. Mówi mi, że większość dnia właśnie tutaj spędza. Nie odpowiada mu tamto miejsce, w którym przed chwilą byliśmy. Mi również. Takie traktowanie kobiet powinno być karalne. Ja nie rozumiem niektórych ludzi. Opowiadam Chrisowi o swoich igrzyskach. O tym co przeżyłem i jak się teraz czuję. Do pokoju wszedł jakiś mężczyzna. Chris szepcze mi, że to Matt. Mężczyzna jest bardzo pijany i krzyczy, że jakaś Bella jest cudowna… Ma ciemne włosy, lekki zarost i zielone oczy jak ja. Gdyby nie był pijany wyglądał by z pewnością lepiej. Chris do niego podchodzi i pomaga mu przejść do jego sypialni. Siedzę w pokoju sam. Podchodzę do półki z alkoholem. Zauważam, że na niej znajduje się nie tylko alkohol. Są tutaj również papierosy, które właśnie biorę w rękę i zapalam. Chris wraca do pokoju i się uśmiecha na mój widok. Podchodzi do mnie i również zapala.
-Po co przyszedłeś do Kapitolu?
-Aby się odprężyć. W domu jakoś nie mogłem o tym wszystkim zapomnieć – odpowiadam.
-To dobrze trafiłeś – mówi z uśmiechem. – Tutaj bardzo łatwo zapomnieć o problemach – śmieje się.
            Chłopak na chwilę wychodzi i wraca z jakimiś proszkami. Pokazuje mi jak się je bierze. „To naprawdę odpręża” mówi. Naśladuję go. Ma rację. Od razu czuję się lepiej. Rozmawiamy, pijemy, palimy, śmiejemy się, dobrze się bawimy. Chłopak w pewnym momencie zdejmuje bluzkę i pokazuje mi swoje tatuaże. Mówię mu, że również chciałbym sobie zrobić. Chris odpowiada, że możemy tam pójść następnego dnia. Teraz idę do łazienki się przemyć. Chcę wracać do swojego hotelu, ale nie jestem w stanie. Chris przynosi mi jakiś koc i kładę się pod nim na kanapie. Jest niewygodnie, ale nie mogę na więcej liczyć.
-----------------------------------------
Jestem ciekawa jak wam się podobał rozdział, więc zachęcam do komentowania i chciałabym was poinformować, że teraz rozdziały będą się pojawiać nieregularnie. Będę je wrzucać wtedy kiedy będę miała czas i ochotę.

Pozdrawiam xx
Lydia Land of Grafic