środa, 30 kwietnia 2014

Rozdział VIII - Koszmar

          Budzi mnie dźwięk armaty. Ciekawy jestem kto zginął… Patrzę po swoich towarzyszach. Wszyscy jeszcze śpią. Puszczam Katy, wychodzę z pod śpiwora i patrzę co mogę zjeść na śniadanie. Słyszę czyjeś kroki, więc podchodzę cicho po swój łuk, chwytam go i idę w stronę dźwięków. Lekko zerkam zza rogu i widzę jakiegoś chłopaka. Chyba mnie zauważył, bo widzę jak sięga po coś. Szybko reaguję, wyskakuję zza rogu i strzelam w trybuta, który już w ręce trzymał nóż. Podchodzę do ciała i patrzę co miał. Nie za wiele. Trochę wody i parę owoców. Wracam do swoich towarzyszy. Aline i Ian już nie śpią. Chyba ich obudziłem…
-Co się stało? Gdzie byłeś? – pyta chłopak.
-Słyszałem czyjeś kroki, więc postanowiłem to sprawdzić. Chłopak już chciał mnie zaatakować, ale byłem szybszy.
-Miałeś rację, że te igrzyska zakończą się szybko. Tu jest zbyt mało miejsca. Cały czas można na kogoś wpaść – mówi Ian, a w tym samym czasie było słychać kolejny wystrzał armaty.
-Może obudzisz Katy? – proponuje Aline.
            Kiwam głową i podchodzę do dziewczyny. Szturcham nią, a ta jęczy, że jeszcze za wcześnie.
-Dawaj Katy. Nie możemy siedzieć w miejscu – mówię i wtedy dziewczyna się podnosi.
            Zjadają szybko śniadanie, pakujemy się i idziemy dalej wzdłuż korytarza. Widzę jak Aline i Ian coś sobie szepczą do ucha… Chyba jestem zbyt podejrzliwy, bo uważam, że coś knują… Dzielę się tym z Katy, ta również uważa, że oni coś kombinują. Powinniśmy coś zrobić. Uciec, albo zaatakować, ale nic nie robimy. Trzymam tylko łuk w gotowości. W połowie drogi atakują nas trybuci z dziewiątki. Pcham Katy na ziemię, aby jej nie zauważyli, a sam strzelam w przeciwników i szybko padają. Nie spodziewali się, że jesteśmy tak przygotowani na atak. Podchodzę do Katy, aby pomóc jej wstać, ale wtedy dzieje się to co przypuszczaliśmy z dziewczyną. Nasi sojusznicy nas atakują. Nóż przeleciał obok mojej głowy. Miałem spore szczęście. Jak mogłem na to nie wpaść, że zaatakują właśnie teraz?! Katy podnosi się sama i unika noży, którymi rzuca Aline. Ja idę w stronę Iana. Trzyma w ręku oszczep i wacha się kiedy we mnie rzucić, aby nie spudłować. Patrzę mu w oczy wzrokiem „Czemu właśnie teraz?”. Widzę, że chłopak tego żałuje, ale rozumiem, że zależy mu na wygranej. Patrzymy tak jeszcze po sobie. Czekamy na to aż w końcu któryś zacznie walkę. Do strzału zmusza mnie krzyk przerażonej Katy. Bez dłuższego namysłu strzelam w chłopaka mówiąc „Przepraszam”. Ian pada, a ja biegnę do Katy. Jest bezbronna. Aline zaciągnęła ją w kozi róg. Nie ma ucieczki. Słyszę jak coś do niej mówi. Szczerze nie spodziewałem się takiego zachowania po Aline. Wydawała się spokojna i raczej na osobę, która nie jest zdolna do zabijania. Widzę jak łzy spływają po twarzy Katy. Nie mogę na to dłużej patrzeć. Ręce mi się trzęsą, ale strzelam celnie w plecy Aline. Nie wierzę w to co się tutaj przed chwilą wydarzyło, ale niestety to było koniecznie. Sami zaatakowali… Katy i ja długo stoimy w tych samych miejscach. Po dłużej chwili dziewczyna się otrząsa i podbiega do mnie. Przytulam ją mocno z nieobecnym wzrokiem. Właśnie w tym momencie uświadamiam sobie ile osób już tutaj zabiłem… Jak zostałem wylosowany myślałem, że nie dam rady nikogo zaatakować. To jest bardzo dziwne uczucie. Katy dotyka mnie po twarzy swoimi drobnymi palcami i patrzy się na mnie zatroskanym wzrokiem.
-Wszystko w porządku? – pyta.
-Yyy… tak… - odpowiadam, ale nadal jestem nieobecny.
            Stoimy w miejscu do czasu kiedy Katy prosi mnie, abyśmy ruszyli. Powoli pakujemy potrzebne nam rzeczy, zjadamy skromny obiad, robimy kilka łyków wody i idziemy. BUM! Słyszę wystrzał armaty w pewnym momencie. Patrzę przez jedno z małych okienek. Katy robi to samo. Widzimy ciało dziewczyny z dziesiątki, leżące na piasku wśród kamieni w parzącym słońcu… Szkoda mi jej, ale niestety nie zauważam mordercy. Długo się na nią nie patrzymy. To jest dla mnie zbyt szokujące to wszystko co tutaj się dzieje. Wszyscy giną w bardzo szybkim tempie i sam zabiłem większą część trybutów niż przypuszczałem… Nie wiem czy dojdę do siebie. Cały czas mam przed oczami moje ofiary. Czuję się okropnie… jak morderca. „Wiem, że nie jesteś mordercą” tak powiedziała moja mama przed igrzyskami. Po tym co tu się stało sam nie wiem. Rano przecież byłem już gotowy zaatakować tego chłopaka co szedł w naszym kierunku. Nawet zastanawiałem się czy nie zaatakować jako pierwszy. I tak samo było z Ianem. Może gdyby nie krzyk Katy żaden z nas by nie zaatakował albo Ian by mnie zabił?
-Harry? Jesteś? – mówi dziewczyna.
            Patrzę się na nią. Nadal czuję się dziwnie. Nie jestem w stanie normalnie funkcjonować. Dziewczyna podchodzi do mnie. Dotyka mnie po twarzy, daje bardzo krótkiego całusa. Nic po tym nie czuję. Dziwne, bo zawsze po jej całusach było cudownie. Nagle dziewczyna mnie popycha i widzę nóż w jej ręce.
-Katy co ty wyprawiasz?! – pytam z zaskoczeniem.
-Wybacz Harry – mówi ze łzami. – Muszę wygrać te igrzyska.
            Rzuca w moją stronę nożem, ale robię unik. Próbuję dopaść swój łuk, ale dziewczyna robi wszystko, aby nie udało mi się go zdobyć. Muszę wykombinować coś innego…
-Katy przestań! Co ci strzeliło do głowy?! – krzyczę.
-Harry. Nie rozumiesz? Tylko jedno z nas może wygrać, a ja naprawdę chcę wrócić do domu – płacze.
            Po raz kolejny nie trafia. Chwytam nóż leżący obok mnie. Dziewczyna patrzy na mnie z przerażeniem. Obydwoje mamy broń, ale teraz nikt nie chce rzucić. Ja nie mogę. Nie potrafię, ale inaczej ona mnie zabije. Katy po raz kolejny rzuca niepewnie, a ja robię unik i rzucam w nią nożem. „Przepraszam” mówię ze łzami. Dziewczyna upada, a ja siedzę w miejscu i nie jestem w stanie się ruszyć. To wszystko co dzisiaj się wydarzyło jest okropne. Ja nie wierzę w to. Zabiłem swoich sojuszników, w tym dziewczynę, którą kochałem. Jak ona mogła mnie zaatakować? Nie. To nie może być prawda. Na pewno mi się to śni.
            Nie ruszam się z miejsca aż do wieczora. Nie wiem co się wydarzyło przez ten czas. Byłem nieobecny. Cały czas myślałem o tym co się dzisiaj wydarzyło. Na dźwięk hymnu podnoszę się, aby dowiedzieć się kto dzisiaj zginął. Na niebie ujawniają się twarze dziewczyny z trójki, Iana, Aline, chłopaka z piątki, zabiłem go dzisiaj rano, Katy, na jej widok chce mi się płakać. Widzę jeszcze trybutów z dziewiątki, którzy nas dzisiaj zaatakowali oraz rodzeństwo z dziesiątki… Zostało nas już tylko sześciu. Myślę, że jutro to wszystko się zakończy… Ale nadal do mnie nie dociera to co tutaj zrobiłem, zobaczyłem. Nie. To jest zbyt straszne, aby było prawdziwe. Jestem w wielkim szoku.
---------------------------------------
Trochę krótki, ale mam nadzieję, że się podobało :)) Dziękuję za wszystkie komentarze i zapraszam do ciągłego komentowania. To naprawdę motywuje do pisania dalej. ;)

Pozdrawiam xx

niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział VII - Pierwszy, udany dzień na arenie

            Budzimy się z Katy o dziewiątej. Idę do swojego pokoju się ubrać. Zakładam czarne spodnie i czarny T-Shirt, myję twarz i idę na śniadanie. Nikt z nas nie ma humoru na rozmowy. W końcu dzisiaj będzie pierwszy dzień na arenie. Już nie będzie bezpiecznie. Ja i Katy możemy zginąć, dlatego wszyscy są w ponurym nastroju. Jestem ciekawy jak będzie wyglądać arena… Kończymy jeść śniadanie i wtedy zaczynamy się żegnać. Podchodzę do Sophie i mimo tego, że nie mieliśmy najlepszych relacji przytulam się do niej. Podaję rękę Edwardowi, a ten mówi:
-Dasz sobie radę. Jesteś bardzo mądry.
-Dziękuję – odpowiadam.
            Teraz idziemy z Katy do poduszkowca. Trzymamy się za ręce.
-Harry, boję się – mówi.
-Spokojnie. Damy radę – całuję ją w rękę.
            Większość trybutów wygląda na wstrząśniętych tym, że już dzisiaj pojawimy się na arenie i będziemy mogli zginąć, w tym ja. Podchodzi do mnie kobieta z wielką strzykawką i wbiją mi ją, mówiąc, że to mój lokalizator.
            Jesteśmy na miejscu. Schodzę na dół do swojej stylistki. Ta daje mi kombinezon. Celine twierdzi, że na arenie będzie ciepło, ponieważ strój nie zakrywa za wiele.
-Uważaj na siebie – mówi moja stylistka.
-Będę – uśmiecham się, a Celine odwzajemnia uśmiech.
            Przytulamy się do siebie bardzo mocno i wchodzę do szklanej kapsuły. Słyszę głos, który mówi, że cylinder ruszy za 10 sekund. Czekam spokojnie. Chwilę później kapsuła rusza. To już niedługo. Zaraz będę na arenie. Robi się coraz jaśniej, już jestem na powierzchni. Arenę otaczają kolumny, nie widzę żadnej zieleni i jest bardzo mało miejsc do ukrycia. Myślę, że igrzyska szybko się skończą. Szukam wzrokiem swoich sojuszników. Widzę Katy. Jest wystraszona. Rozgląda się dookoła. Znalazłem też Iana. Jest opanowany. Na swój widok kiwamy głowami. Dziewczyna z jego dystryktu, Aline stoi obok dziewczyny z dziesiątki, która również wygląda na wystraszoną. Chyba nikt nie spodziewał się takiej areny. Będziemy musieli przeżyć tylko na tym co zdobędziemy na Rogu. Zwierząt raczej tu nie znajdziemy i tak samo z wodą. Za dziewczyną z dziesiątki widzę jakieś schody na dół. Właśnie tam zamierzam pobiec jak już zdobędę co chcę. Słyszę jak głos kończy odliczać. Chwilę później wszyscy biegniemy na Róg Obfitości. Chwytam dwa plecaki oraz łuk i biegnę w stronę schodów, które wcześniej zauważyłem.  Oglądam się za siebie, widzę, że Ian robi to samo co ja. Tylko gdzie są dziewczyny? Nie zauważyły nas? Zbiegam po schodach na dół. Jestem w ciemnym korytarzu. Jest tutaj wiele pajęczyn i kurzu.
-Trzeba przyznać, że mamy ciekawą arenę – mówi Ian.
-Tak. Igrzyska powinny się szybko skończyć. Nie ma tu za wiele miejsca do ucieczki i pożywienia.
-Dokładnie…
-Tu jesteście! – słyszę Katy.
            Na jej widok podbiegam do niej i się mocno przytulamy. Ian i Aline się nam przyglądają po czym mówią:
-To nie czas na romanse – śmieją się.
-Oj przesadzacie – odpowiada Katy z wielkim uśmiechem.
-Może byśmy poszli dalej wzdłuż korytarzu? – proponuję.
-Dobrze – wszyscy się zgadzają.
            Już mamy iść, ale za nami pojawiają się zawodowcy.
-Witaj Harry – mówi dziewczyna z dwójki z szyderczym uśmieszkiem. – Ty pójdziesz na pierwszy ogień – celuje we mnie nożem.
            Robię unik i chwytam za swój łuk. Widzę jak Ian walczy z chłopakiem z jedynki, a Katy i Aline męczą się z dziewczyną z jedynki i chłopakiem z dwójki.
-Mówiłeś, że chcesz być sam to czemu jesteś w sojuszu z tymi z czwórki? – pyta.
-Może zmieniłem zdanie? – odpowiadam i strzelam z łuku w stronę dziewczyny, ale niestety nie trafiam, wtedy dziewczyna się ze mnie śmieje.
-Może jednak dobrze, że nie jesteśmy w sojuszu. Jak ty mogłeś zdobyć 10 punktów na pokazie indywidualnym? Co ty zrobiłeś? – śmieje się ze mnie.
            Denerwuje mnie. Rzucam się na nią z krzykiem, a ta nadal mnie wyśmiewa. Po chwili uśmiech już znika z jej twarzy. Zabrałem jej nóż z ręki i wbiłem w nią po czym szybko wstałem. To właśnie pierwsza osoba, którą zabiłem. To okropne uczucie, ale sama się o to prosiła. Otrząsam się i patrzę, że Katy i Aline nadal się męczą z chłopakiem z dwójki. Łapię łuk i celuję w niego. Trafiam. Katy się do mnie uśmiecha, a ja do niej. Patrzę na Iana, ten również poradził sobie z trybutem z jedynki.
-Patrzcie. Pierwszy dzień na arenie, a zawodowcy już martwi – śmieje się.
            Wszyscy jesteśmy z tego powodu bardzo zadowoleni. Pokonaliśmy najtrudniejszych przeciwników. Bierzemy ich rzeczy i idziemy wzdłuż korytarza. Przy pierwszym zakręcie zatrzymujemy się i patrzymy co mamy. Cieszymy się na widok dużej ilości wody, mięsa i owoców. Mamy również zapałki, śpiwory, parę noży i sznurek. Jak sprawdziliśmy co udało nam się zdobyć idziemy dalej przed siebie. Ian z Aline, a ja z Katy. Trzymamy się za ręce i rozmawiamy na temat naszych wrażeń na widok areny.
-Jest bardzo ciekawa. Szczerze nie spodziewałam się takiej. Liczyłam na jakiś las – mówi Katy.
-Ja również – odpowiadam.
-Jak myślisz, te igrzyska miną szybko?
-Niestety muszę tak właśnie powiedzieć. Arena jest bardzo mała, nie ma gdzie się ukryć, cały czas można na kogoś trafić.
            Na widok smutku na twarzy dziewczyny całuję ją w policzek. Słyszę dźwięk hymnu. W korytarzu co kilka metrów są małe okienka, więc podbiegam do jednego z nich, aby zobaczyć kto dziś zginął. Na niebie pojawiają się zawodowcy, dziewczyna z piątki, trybuci z ósemki, chłopak z jedenastki i dziewczynka z dwunastki. Szkoda mi jej. Katy do mnie podchodzi i pyta się o poległych. Na wiadomość o śmierci dziewczynki również robi jej się smutno. Ze względu na porę postanawiamy już tutaj zostać. Pierwszą wartę biorę ja, później Ian. Dziewczynom pozwalamy spać całą noc, ale Katy i tak pilnuje razem ze mną. Dzielimy się swoimi przeczuciami co do czasu spędzonego na arenie. Obydwoje boimy się tego co będzie, ale w końcu musimy dać jakoś radę. W pewnym momencie dziewczyna zaczyna śpiewać. Ja wtedy się podnoszę i proszę ją do tańca. Ta się śmieje, ale podaje mi rękę i śpiewając zaczęła ze mną tańczyć. Potykamy się i upadamy na siebie. Całuję ją w usta i wszystko przerywa nam Ian, mówiąc, że już możemy iść spać. Katy wstaje ze mnie i idzie po śpiwór. Rozkłada go, a ja do niej podchodzę, łapię ją od tyłu, odwracam i całuję. Słyszę jak Ian chrząka.
-No dobrze. Idziemy spać – śmieję się na co chłopak się uśmiecha.
            Obejmuję Katy. Dziewczyna bardzo szybko zasypia. Nie można tego powiedzieć o mnie. Cały czas się boję, że ktoś nas może zaatakować. Nawet nie ufam w stu procentach Ianowi. Chłopak kiedy zauważa, że nie śpię pyta:
-Nie możesz zasnąć?
-Tak.
-Dobrze. Przynajmniej nie będę się nudzić – śmieje się.
-Nie śmieszne – odpowiadam.
-Wiesz co, zazdroszczę ci. Wszystkie tak na ciebie lecą.
-To nie jest takie świetne jak się wydaje. W ogóle… nie rozumiem czemu one mnie tak lubią.
-Szkoda. Mógłbyś mi wtedy coś doradzić – odpowiada chłopak ze smutkiem. – Mi się podoba jedna dziewczyna z mojego dystryktu, ale ona mnie nie zauważa…
-To niemożliwe. Przecież jesteś przystojny, miły, inteligentny…
-…i bardzo nieśmiały – przerywa mi.
-Co?
-Tak. Jestem nieśmiały i wrażliwy. Między innymi dlatego też nie chciałem być w sojuszu z trybutami z jedynki i dwójki. Oni są tacy pewni siebie. Jakby zobaczyli jaki jestem naprawdę od razu by mnie zabili.
            Trochę mnie zatkało. Nie wiem co odpowiedzieć, wiec nic nie mówię. Chłopak też już umilkł. Siedzimy tak w ciszy, nasłuchując czy nikt nie idzie. Pierwszy dzień na arenie już minął. My nadal żyjemy. Jak na razie jest dobrze. Mam nadzieję, że nie będę musiał się szybko żegnać z Katy.
---------------------------------------
Ten rozdział dedykuję swojej przyjaciółce, Kalinie. Ona mi podsunęła na niego pomysł. Dzięki kochana <3
Bardzo was zapraszam do komentowania, bo wtedy wiem, że ktoś to czyta i mnie to bardziej motywuje do pisania.

Pozdrawiam xx

środa, 23 kwietnia 2014

Rozdział VI - Ostatni dzień w Kapitolu

              Wstaję jakoś o piątej. Idę w bieliźnie do kuchni, znowu robię sobie śniadanie, ale tym razem mój mentor nie zwraca mi uwagi. Jestem jednak ciekawy czemu tak wcześnie wstaje, więc go o to pytam.
- Rzadko śpię. Często mam koszmary.
- Bardzo mi przykro… Wiem co pan przeżył.
- Mi też jest przykro i wiesz… przepraszam cię za wczoraj. Nie wiem czemu się wtrącałem. Robiłeś tylko śniadanie.
- Nic się nie stało. Choć wczoraj na początku dzień się zapowiadał raczej na marny to skończył się cudownie.
            Uśmiecha się.
- Celine mi mówiła, że się tym wszystkim bardzo przejmujesz. Dobra rada. Nie przejmuj się. Myśl pozytywnie, a wszystko powinno dobrze pójść.
- Spróbuję – odpowiadam.
            Idę do swojego pokoju. Siadam na łóżku naprzeciwko szklanej ściany i jem śniadanie, patrząc na Kapitol. W mojej głowie są same myśli o Katy. Czemu? Jest miła, słodka, mądra… Nie. Nie mogę tak o niej myśleć. Ale chyba w końcu sobie uświadomiłem, że jednak coś do niej czuję… Obiecałem sobie, że tak nie będzie, ale wszystko potoczyło się inaczej. Serce nie sługa. Uśmiecham się. Do pokoju wchodzi właśnie Katy. Siada obok mnie i kładzie głowę na moi ramieniu.
- Jak się spało? – pyta.
- Dobrze – uśmiecham się do dziewczyny.
- Ja nie mogłam zasnąć – mówi ponuro.
- Ej. Uśmiech proszę.
            Odkładam talerz z jedzeniem, łapię dziewczynę za głowę i patrzymy sobie teraz w oczy. Nasze nosy się stykają, a po chwili to samo dzieje się z ustami. Katy łapie mnie za policzek i mówi:
- Kocham cię.
- Ja ciebie też – odpowiadam.
Wreszcie się do tego przyznałem przed samym sobą i przed nią. Dziewczyna się uśmiecha. Jak myślę o tym, że jutro trafimy na arenę robi mi się smutno, ale przypominam sobie słowa Edwarda. Mam się nie przejmować i patrzeć na wszystko pozytywnie. Na arenie nie będę zabijał, będę robił wszystko, abym ja i Katy jak najdłużej przeżyli. Później będę musiał się z nią rozstać i zobaczymy co się stanie dalej.
Sophie woła Katy, a mnie Edward. Czas zacząć przygotowania do wywiadu. Z Edwardem za wiele nie rozmawiamy na ten temat. Będę sobą, nie chcę nikogo udawać, a mój mentor uważa, że mam dobry charakter, więc bez problemu zdobędę serca innych. Zaczynam się przyzwyczajać do tego, że wszyscy mnie tak komplementują, ale ja zawsze będę zwykłym chłopakiem z Szóstki. Za to rozmawiam z Edwardem o Katy. Mówi, że zakochanie się w osobie z którą się będzie musiało rywalizować jest okropne. Sam przez to przechodził. Utrata takiej osoby bardzo boli. Mam nadzieję, że nie będę musiał patrzeć na jej śmierć.
Teraz jestem z Sophie. Mierzymy parę garniturów i zadaje mi różne pytania o to jak bym się zachował w różnych sytuacjach. Szybko to kończymy, ponieważ według Sophie jestem gotowy na wywiad i powinien pójść mi bardzo dobrze.
Schodzę na dół. Widzę Celine.
- Chodź kochany – uśmiecha się. – Myślę, że ci się spodoba. To zwykły garnitur. Zero ozdobników. Najprostszy jaki mogłam ci przygotować. Słyszałam, że chcesz wyglądać zwyczajnie.
- Dziękuję Celine. Jesteś cudowna! – odpowiadam, podchodzę do stylistki  i bardzo mocno ją przytulam.
            Czekam teraz za sceną. Obok mnie są Edward i Sophie. Katy nadal nie ma. Pewnie jej stylista przygotował cudowną kreację. Ciekawy jestem jak będzie wyglądać. Przyglądam się innym trybutom. Dziewczyny są ubrane w piękne sukienki. Niektóre są zbyt ozdobione, błyszczące, a inne są bardzo proste i dlatego mi się podobają. Dziewczyna z Dziesiątki ma zwykłą jasnobrązową sukienkę z jednym ramieniem. Sięga jej do kolan. Buty ma płaskie. Ma lekki makijaż i nic nie zrobili z jej włosami. To wygląda uroczo. Przypomina mi Pocahontas. Uśmiecham się do niej. Dziewczynie nagle pojawia się uśmiech. Podchodzi do mnie i gratuluje wczorajszego wyniku, robię to samo. Brunetka bardzo przejmuje się wywiadem. Według mnie tego nie widać, ale sama chyba wie najlepiej. Na koniec rozmowy przytulam ją i życzę powodzenia. Dziewczyna z Dwójki to zauważa i patrzy na mnie ze złością. Nie zwracam na nią uwagi. Chwilę później przychodzi Katy. Jej blond włosy są teraz kręcone. Sukienka jest bardzo długa i błękitna. Idealnie pasuje do jej oczu. Wygląda jak księżniczka. Mówię jej to, a ona się czerwieni. Przytulam ją i oglądamy pierwsze wywiady. Zawodowcy są bardzo pewni siebie, ale w ich rozmowach nie czuję niczego miłego. Widzę Iana. Jest również pewny siebie. Rozmawiają o jego bracie, dlaczego się za niego zgłosił itd. Z wywiadu wydaje się naprawdę bardzo sympatyczną i inteligentną osobą. Był taki sam jak przed pokazem indywidualnym. Może jednak powinniśmy zawrzeć sojusz? Nie wiem… Dziewczynie z jego dystryktu wywiad również wychodzi bardzo dobrze. Ma bardzo długie, blond włosy, zielone oczy i miętową, krótką sukienkę ze srebrnym paskiem. Wygląda ślicznie. Kiedy trybuci z piątki kończą już swoje wywiady zapraszają Katy. Ta wychodzi lekko niepewnym krokiem na scenę. Jest uśmiechnięta, ale w oczach widzę strach. Caesar całuje ją w rękę, rzuca paroma żartami i zaczynają rozmowę na temat dożynek, jej rodziny, pokazu indywidualnego i… na mój. Zaczął, że niby jestem bardzo przystojny i czy jest coś między nami. Oczywiście dziewczyna odpowiada zgodnie z prawdą. Cała scena wzdycha ze wzruszenia, że siebie kochamy, a teraz trafimy na arenę, gdzie przeżyje tylko jedno z dwudziestu czterech trybutów. Katy schodzi ze sceny z promiennym uśmiechem, a ja się do niej przytulam i szepczę: „Bardzo dobrze ci poszło”. Całuję ją w policzek i już słyszę Caesara, który woła mnie na scenę.
- Witaj Harry! Jak tam wrażenia? Podoba ci się w Kapitolu? – pyta.
- Tak. To piękne miasto. Chciałbym tu zostać na dłużej.
- Jak wygrasz będziesz mógł tu spędzać tyle czasu ile zechcesz.
- Wiem. Bardzo chciałbym wygrać te igrzyska – mówię zgodnie z prawdą, choć zabrzmiało to trochę egoistycznie.
- Ooo. Jak myślisz uda ci się wygrać?
- Myślę, że mam szanse…
            Spoglądam na widownie. Jest tam mnóstwo uśmiechniętych twarzy…
- Harry… jak się czułeś kiedy cię wylosowano?
- Bałem się. Byłem tym bardzo zaskoczony. Nie chciałem rozstawać się z rodziną.
- Bałeś się? Nikt tego nie zauważył na dożynkach. Wyglądałeś jakby to w ogóle cię nie ruszyło – odpowiada z zaskoczeniem.
- Ale w rzeczywistości było inaczej…
            Słyszę jak parę osób się śmieje, ale lekceważę ich i słucham co Caesar ma mi jeszcze do powiedzenia.
- A co jest między tobą, a dziewczyną z twojego dystryktu? Czy to była prawda co nam tu przed chwilą mówiła?
- Tak. Ja i Katy przez ten czas bardzo dobrze się poznaliśmy. Z początku myślałem, że nic do niej nie czuję. Nawet nie chciałem. Wiem, że jak trafimy na arenę będziemy musieli się rozstać. To niemożliwe, abyśmy byli razem, ale wyszło jak wyszło. Kocham ją – tu już zadziałały emocje i poleciała łza.
            Teraz widownia wzdycha, nawet parę kobiet płacze.
- Och… tak to smutne – mówi Caesar. – Wiem, że to mało pocieszy, ale taki przystojniak jak ty, kiedy wygra na pewno znajdzie sobie jakąś inną dziewczynę.
- Ale nie taką samą jak Katy…
            Na tym kończymy nasz wywiad. Kobiety płaczą ze wzruszenia, a Caesar się ze mną żegna. Schodzę ze sceny, a Katy się na mnie rzuca. Dziewczyna z Dwójki coś tam pod nosem mamrocze, a dziewczyna z Dziesiątki patrzy na nas jakby nam tego wszystkiego zazdrościła. Ja teraz myślę tylko o Katy. Nie chcę jej stracić. Patrzymy sobie w oczy i daję jej całusa w usta. Oglądamy dalsze wywiady. Dochodzimy do rodzeństwa z Dziesiątki. Dziewczyna nie tylko mi przypomina Pocahontas. Caesar też to zauważa. Z wywiadu wydaje się bardzo miłą osobą. Dowiadujemy się też, że się we mnie podkochuje, ale jakoś mnie to nie rusza. Wie, że dla mnie liczy się Katy. Za to jej brat wychodzi na bardzo pewną siebie osobę. W ogóle nie ukazuje strachu. To może mu zapewnić paru sponsorów mimo wyniku… Teraz na scenę wchodzi mała dziewczyna z Dwunastki. Kurczę… i jak tu zabić takie dziecko? Jest bardzo urocza. Mówi, że bardzo tęskni za rodzicami i chciałaby do nich wrócić. Caesar oczywiście życzy jej powodzenia, jak każdemu, ale szczerze jej najbardziej by się to przydało. Śmierć takiej małej dziewczynki… Szkoda tylko, że to raczej niemożliwe, aby wygrała.
            Po wywiadach podchodzi do nas Ian razem z dziewczyną ze swojego dystryktu. Chwali nas i mówi, że współczuje nam tego, że musimy razem trafić na arenę. Twierdzi, że tworzymy ładną parę. Dziękujemy mu. Przedstawia nam nawet swoją towarzyszkę. Ma na imię Aline. Już chcieli odchodzić, kiedy mówię im, że jednak chcemy z nimi sojusz. Uśmiechają się. Dla upewnienia pytam czy są jeszcze z kimś innym w sojuszu. Na szczęście nie. Teraz też się zastanawiam nad tym czy nie zaproponować sojuszu rodzeństwu, ale tak sobie myślę, że skoro ona się we mnie podkochuje to może lepiej nie… Mogą być z nią problemy i jeszcze jak będzie widziała mnie i Katy razem to serce ją będzie bolało. Nie chcę nikogo ranić, więc zostajemy w sojuszu tylko z trybutami z Czwórki. Idziemy z Katy przez korytarz i rozmawiamy o wywiadach. Razem zgadzamy się, że dziewczyna z Dziesiątki wyglądała prześlicznie oraz oby dwoje żałujemy małej blondyneczki z Dwunastki. Wchodzimy do windy i jedziemy na szóste piętro. Idziemy do swoich pokoi się przebrać. Wchodzę do środka i rzucam się na łóżko. Jestem bardzo zmęczony, ale to nasz ostatni dzień w Kapitolu, kiedy jeszcze jest bezpiecznie, więc chciałbym ten wieczór spędzić z Katy. Po dłuższej chwili idę do łazienki, biorę szybką kąpiel i w samej bieliźnie idę do pokoju dziewczyny. Ta nadal jest w łazience, więc czekam na nią, stojąc przy małym oknie. Nie ma takich widoków jak ja. Jedyne co widać to drugi wieżowiec, stojący naprzeciwko. Słyszę jak Katy wychodzi z łazienki.
- Och! – mówi na mój widok. – Mógłbyś mnie ostrzec, że masz zamiar mnie odwiedzić.
            Dziewczyna jest w samym ręczniku. Trochę niezręcznie. Uśmiecham się do niej, a ona do mnie. Podchodzę i całuję ją delikatnie w usta.
- To idź się teraz szybko ubierz – uśmiechamy się do siebie.
            Katy bierze rzeczy z szafy i ucieka do łazienki się ubrać. Chwilę później wraca do pokoju i siadamy na łóżku. Ma na sobie lekką białą bluzkę i czarne szorty.
- Jutro będziemy już na arenie – mówi ze smutkiem.
- Damy radę – uśmiecham się.
- Dobrze, że jednak zdecydowałeś się zawrzeć sojusz z trybutami z czwórki. Wydają się sympatyczni.
- Też tak stwierdziłem po ich wywiadach, więc jednak zdecydowałem się na ten sojusz. Myślę, że to było rozsądne.
- Tak…
- Katy. Nie przejmuj się tym wszystkim. Będzie dobrze. Będziemy tam razem, damy radę – uśmiecham się, ale dziewczyna nadal ma smutną minę.
            Przytulam ją i całuję w czoło. Dziewczyna również się tuli. Jest już zmęczona jak ja, więc chowamy się pod kołdrę. Bawi się jeszcze chwilę moimi włosami, ja całuję ją w szyję i zasypiamy.
-------------------------------------------
Witam was po dłuższej przerwie. Mam nadzieję, że się nie nudziliście przez ten czas, a święta mieliście udane :))
Nie wiem jak wam, ale mi się rozdział podoba. Jestem ciekawa waszej opinii, więc zapraszam do komentowania. Przyjmę każdą krytykę i postaram się poprawić błędy. ;)

Pozdrawiam xx

środa, 16 kwietnia 2014

Rozdział V - Pokaz indywidualny

           Budzę się, tuląc Katy. Czuję jej włosy pod swoją brodą. Jest chyba wcześnie. Słońce dopiero co wyszło. Całuję Katy w głowę i wstaję z łóżka. Dziewczyna tak słodko śpi. Szkoda mi jej. Wychodzę z pokoju. W salonie widzę Edwarda.
- Jak noc? – śmieje się.
- Zwyczajnie z odrobiną smutku – mówię i idę do swojego pokoju.
            Podchodzę do szklanej ściany. Przyglądam się Kapitolowi. To miasto jest piękne, ale niestety nie każdy się może nim nacieszyć, w tym ja. Mogę mu się tylko przyglądać w wolnym czasie, a nie mam go za dużo. Idę do łazienki. Biorę szybki prysznic, myję zęby i ubieram rzeczy, które wpadają mi w rękę, czarne spodnie i szary sweter, czeszę się i wychodzę. Siadam na łóżku. Myślę o tym wszystkim co zdarzyło się w moim życiu. Miałem piękne dzieciństwo. Moi rodzice są cudowni. Zawdzięczam im całe swoje szczęście. Ale od dożynek jestem bardzo smutny. Cały czas myślę o tym, że mogę zginąć. Jak moi rodzice będą się wtedy czuli? Stracą jedyne dziecko. To na pewno okropne uczucie. Chciałbym do nich wrócić, znowu się szczerze uśmiechnąć. Tęsknie za tym. Wszyscy co tutaj trafili na pewno są bardzo smutni. Katy. Cudowna, miła dziewczyna przeżywa teraz koszmar. Bardzo jej współczuję. Wstaję z łóżka i wchodzę do salonu. Idę do kuchni i robię sobie śniadanie. Edward dziwnie na mnie patrzy.
- Co ty robisz? – pyta.
- Śniadanie?
- Zaraz będziesz miał gotowe.
- Może wolę sam sobie zrobić? Czy to tak trudno zrozumieć?
- Jak chcesz się męczyć.
- Chcę czuć się jak w domu, a tam zawsze gotowałem z mamą.
            Edward wygląda na zaskoczonego moją odpowiedzią, ale nic nie mówi. Dokańczam robić sobie herbatę i kanapki i zirytowany idę do swojego pokoju. Już nie można sobie samemu zrobić śniadania, bo jest się trybutem? Nie rozumiem tego. Może ja nie chcę żyć w luksusach. Dla mnie najważniejsza jest rodzina, którą mi odebrano. Dlaczego? Bo miałem pecha, że zostałem wylosowany. Inaczej się nie da tego wytłumaczyć. Według mnie w ogóle coś takiego jak igrzyska głodowe nie powinno istnieć. Na arenie umiera tyle dobrych ludzi, a zazwyczaj zwyciężają ci, którzy kochają zabijać. Gdzie w tym sens? Od dziecka uczono mnie, że dobro wygrywa, a tu dzieje się wszystko odwrotnie. Mówiono mi też, że to nie wygląd się liczy, tutaj również jest inaczej. Musisz być słodki, piękny i cudowny, żeby mieć sponsorów. Chciałbym pójść na wywiad ubrany zwyczajnie, a nie w jakiś garnitur. Mam już dość wszystkiego. Słyszę pukanie. To Sophie. Woła mnie, abym się przygotował na pokaz. Schodzę na dół razem z Katy. Trzymamy się za ręce, ale nic nie mówimy. Widzę Celine, która mnie woła. Podaje mi mój strój.
- Celine? – mówię.
- Tak?
- Mam już dość tego wszystkiego.
- Och… - patrzy na mnie zatroskana. – Harry dasz radę. Wierzę w ciebie.
- To mi nic nie da. Nawet jeśli wygram to nie wiem czy na mojej twarzy się pojawi jeszcze prawdziwy uśmiech…
- Nie mów tak! Na pewno się jeszcze pojawi.
- Nie jestem jeszcze na arenie, a już jest mi źle. Tęsknie za rodziną i jest mi żal tych wszystkich miłych ludzi, którzy musieli tutaj trafić. To jest okropne – patrzę w podłogę.
- Harry – czochra mi włosy – trzymaj się. Pamiętaj, że jesteś najlepszy. Twoja rodzina i ja wierzymy, że wygrasz.
            Chciałbym się uśmiechnąć, ale nie umiem. Wychodzę i spotykam chłopaka z Czwórki, który zgłosił się za młodszego brata. Podchodzi do mnie.
- Coś się stało? – pyta.
- Nie… - odpowiadam lekko zaskoczony.
- Nie kłam. Zostaliśmy wylosowani to świetny powód do tego by czuć się okropnie.
- Ty się zgłosiłeś za brata. Jesteś hojny. Twój brat ma wielkie szczęście.
- Dziękuję. Jestem Ian, a ty?
            Uśmiecha się i zaczynamy rozmawiać o dożynkach i szkoleniu. Jest bardzo miły. Dla mnie to zaszczyt, że mogłem go poznać. Jest bardzo mądry. Myślę, że zwycięży. Na koniec rozmowy chłopak mówi, że jak chcę to możemy zawrzeć sojusz, ale ja odmawiam, jak każdemu. Ian jest trochę zawiedziony moją odpowiedzią. Czy zaczął rozmowę tylko dlatego, bo chciał ze mną współpracować na arenie? Czy wszystkim tylko na tym zależy i czemu właśnie mi proponują sojusze? Ian idzie do swojej towarzyszki, a ja do Katy.
- Co on chciał od ciebie?
- Z początku myślałem, że tylko pogadać. Teraz sam nie wiem. Zaproponował mi sojusz.
- Ale chyba nie odmówiłeś? Proszę, powiedz, że się zgodziłeś.
- Odmówiłem. Czemu miałbym dla niego robić wyjątek?
- Spójrz na niego. Jest silny i pewnie bardzo mądry. Z nim mielibyśmy dużo większe szanse na wygraną.
- Skoro jest tak jak myślisz to pójdź i się go spytaj o sojusz. Ja chcę być sam.
            Dziewczyna patrzy na mnie ze zdziwieniem, a ja jestem zły. Kładzie rękę na moich plecach. I tak możemy zginąć. Czy będziemy z nim czy bez niego. Co za różnica?
            Siedzimy w ciszy i czekamy aż wyczytają nasze imiona. Idzie Katy. Za chwilę będzie moja kolej.
- Powodzenia – mówię.
- Nawzajem.
            Dziewczyna z Dziesiątki mi się przygląda. Nie rozumiem czemu. Po chwili do mnie podchodzi i życzy mi powodzenia. Po co to robi? I tak nie będę z nią w sojuszu. Całuje mnie w policzek. W ogóle nie rozumiem tej sytuacji. Słyszę swoje imię. Idę na salę. Widzę mnóstwo ludzi, wszyscy się na mnie patrzą, a ja idę w spokoju po łuk. Biorę go i celuję w tarczę, w którą po chwili trafiam i słyszę zachwyt. Strzelam tak do momentu, kiedy mówią mi, że mogę już odejść. Poszło mi zwyczajnie. Uczyłem się tego od dziecka, więc jak mogło pójść coś nie tak? Idę do swojego mieszkania. Widzę Katy z wielkim uśmiechem na twarzy.
- I jak ci poszło? – pyta.
- Dobrze… A tobie?
- Świetnie! Nie sądziłam, że tak dobrze mi pójdzie – przytula się do mnie.
- Cieszę się – uśmiecham się i również przytulam. Głaszczę ją po plecach.
            Na twarzy Edwarda również widzę uśmiech. Jedna dziewczyna spowodowała, że poczułem się lepiej. To dziwne uczucie. Jednak Celine miała rację. Pojawił się u mnie szczery uśmiech.
            Czekamy z niecierpliwością na wyniki. Siedzimy przed telewizorem. Siedzę z wtuloną we mnie Katy. Całuję ją w głowę. Dziewczyna wygląda na najszczęśliwszą na świecie. To urocze. Na ekranie już pojawia się Caesar Flickerman. Trybuci z jedynki i dwójki mają od 9-10 punktów. Ian ma 10, jego towarzyszka 7. Widzę teraz Katy, a przy niej pojawia się liczba 8. Dziewczyna krzyczy z radości. Pod wpływem emocji całujemy się, a Edward z nas żartuje. Teraz widzę siebie. Dostałem 10 punktów. Wszyscy nam gratulują dobrego wyniku. Nie poszło nam najgorzej. To jeszcze tylko wywiad i wszystko się zacznie, a może skończy? Dziewczyna z dziesiątki ma 8 punktów jak Katy, a chłopak 6. Słabo. Myślałem, że mu lepiej pójdzie. Bardzo dobrze rzucał tym oszczepem. Może coś poszło nie  tak. Szkoda.
            Jemy kolację. Wszyscy są uśmiechnięci. To był dobry dzień dla nas wszystkich. Dzięki dzisiejszym wynikom możemy zyskać sponsorów. Oczywiście jeszcze wywiad musi nam dobrze pójść. Edward mówi, że jutro będziemy mieć przygotowania. Nie przejmuję się tym. Ja nadal będę sobą, tylko ubrany w jakiś śmieszny garnitur. Nie zamierzam udawać tam kogoś innego. Idę do łazienki. Odprężam się. Patrzę w lustro. „Dałeś jakoś radę młody. Musisz wygrać.” mówię sam do siebie i lekko się uśmiecham. Chowam się pod kołdrę i o wszystkim zapominam. Nie chcę się niczym teraz przejmować.

niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział IV - Drugi dzień szkolenia

          Dzisiaj drugi dzień szkolenia, a już jutro pokaz indywidualny. Czekam na ten dzień. Chcę mieć to wszystko jak najszybciej za sobą. Wiem, że na arenie nie będzie kolorowo i myśli o tym teraz mnie męczą. Muszę przestać o tym myśleć. Do pokoju wchodzi Katy.
- Jak się spało? – pyta.
- Dobrze – uśmiecham się. – A tobie?
- Nie mogłam zasnąć. Wiem, że to wszystko dopiero za trzy dni, ale już się boję.
- Ja też…
            Dziewczyna podchodzi do mnie i się mocno przytula. Nie puszczam jej. Wiem, że teraz bardzo tego potrzebuje. Całuję ją w czoło. Po chwili puszczam dziewczynę. Ta wychodzi powoli z pokoju, patrząc na mnie zatroskanym wzrokiem, a ja idę do łazienki przygotować się na dzisiejszy dzień. Obmywam twarz, przyglądam się sobie w lustrze. Wyglądam dużo lepiej niż pierwszego dnia. Dziwne. Powinno być na odwrót,  bo czuję się dużo gorzej. Ubieram czarne spodnie, białą bluzkę na którą narzucam czarną bluzę. Idę do salonu. Wszyscy już tam siedzą i rozmawiają o planach na dzisiejszy dzień. Jedyna Katy siedzi cicho i patrzy się w jedzenie. Nie jest w stanie nic zrobić. Siadam obok niej i próbuję ją jakoś rozbawić, ale ta tylko lekko się uśmiecha. Martwię się o nią.
            Po śniadaniu schodzimy do sali szkoleniowej. Robimy to samo co dzień wcześniej. Podchodzimy do każdej stacji i ćwiczymy nasze umiejętności. Podczas treningu podchodzi do nas rodzeństwo z dziesiątki.
- Jesteście świetni. Pomoglibyście nam jakoś? Nic nam nie wychodzi – mówi dziewczyna o ciemnych włosach.
            Patrzymy na siebie z Katy. Nie wiemy co odpowiedzieć. Zaskoczyła nas ta sytuacja. W końcu mówię:
- Pewnie. Od czego chcielibyście zacząć?
            Dziewczyna się uśmiecha i się na mnie rzuca. Nie spodziewałem się takiej reakcji. Powoli ją odpycham.
- Spokojnie. Tylko teraz wam pomożemy. Na arenie będziemy już przeciwnikami. Chcę wam pomóc tylko dlatego, bo jest mi was żal, że musicie między sobą rywalizować.
            Brunetce uśmiech znika z twarzy.
- Dobrze. To może zacznijmy od rzutu oszczepem? – pyta.
- Zgoda.
            Idziemy w kierunku miejsca, gdzie trenuje się tą umiejętność. Najpierw pokazuję jak się powinno to robić, następnie rodzeństwo powtarza. Nieźle im to wychodzi. Chodzimy tak do każdej stacji. Na koniec rodzeństwo dziękuje za pomoc i odchodzi. Chcemy pójść już do naszego mieszkania, ale zatrzymuje nas, a dokładniej mnie, dziewczyna, która zaczepiła mnie wczoraj.
- Zawierasz sojusz z tymi z dziesiątki, a nie z nami? Zawodowcami? Jesteś żałosny – mówi.
- Ja nie zawieram z nimi sojuszu! Po prostu chciałem im pomóc – staram się odpowiedzieć najspokojniej, ale dziewczyna mnie zdenerwowała swoim zachowaniem.
            Katy łapie mnie za ramie, ale ja ją odpycham. Nie powinna się w to wtrącać.
- Taa. Na pewno. Na arenie też będziesz chciał im pomóc. A ta brunetka… - śmieje się – myśli, że ma u ciebie jakiekolwiek szanse. Żałośni jesteście – mówi i opuszcza salę.
            Co mnie obchodzi jej zdanie? Po co mi to mówiła? Chciała mnie zdenerwować? Udało się jej. Mam zły humor. Katy próbuje do mnie podejść, ale ja szybkim krokiem idę do naszego mieszkania i chowam się w swoim pokoju. Nie mam zamiaru mieć z innymi sojuszu. Wiem, że będę miał później problemy w pokonaniu ich, więc to najlepsze rozwiązanie. I oczywiście nie jestem na tyle głupi, aby zwierać sojusz z zawodowcami. Kto o zdrowych zmysłach tak robi?! Przecież oni zabiją przy pierwszej, lepszej okazji. Do pokoju wchodzi Katy.
- Harry? – pyta z zmartwieniem – O co tej dziewczynie chodziło?
- Nie ważne.
- Ważne. Byłeś bardzo zdenerwowany.
            Zbliża się do mnie i łapie mnie za rękę.
- Powiesz mi? – pyta.
- Chciała być ze mną w sojuszu, bez ciebie. Wczoraj mi to zaproponowała. Odmówiłem. Jak zauważyła, że pomagamy tym z dziesiątki pewnie pomyślała, że będziemy współpracować na arenie, a to nie prawda. Nie chcę być z nikim w sojuszu. Wyjątkiem jesteś ty.
            Dziewczyna się na mnie patrzy. Przytulam ją bardzo mocno. Ta całuje mnie w rękę.
- Razem damy radę – mówi.
            Siedzimy tak do wieczora. Do pokoju wchodzi Edward i zaprasza nas na kolację. Jemy wspólnie, rozmawiając o dzisiejszym dniu. Z Katy nic nie wspominamy o sytuacji z dziewczyną z Dwójki. Chcemy to zostawić tylko dla siebie. Później odprowadzam ją do pokoju. Dziewczyna zaprasza mnie do siebie i łapie za rękę. Nie odmawiam. Przypominam sobie ją przy śniadaniu. Smutna dziewczyna, która nie wie co ze sobą z robić. Powinienem z nią o tym pogadać. Jej pokój jest bardzo jasny. Meble są jasnobrązowe z ozdobieniami. Nie ma szklanej ściany jak u mnie. Ma jedynie jedno, małe okno. Łóżko jest posłane jasną pościelą w kwiaty. Wygląda to uroczo. Pokój typowy dla dziewczyny takiej jak Katy. Powoli siadamy razem na jej łóżku. Dziewczyna narzuca na siebie kołdrę. „Zimno mi” mówi. Wchodzę również pod kołdrę i ją przytulam. Siedzimy chwilę w ciszy i postanawiam zacząć rozmowę o tym jak się czuje.
- Katy?
- Hm?
- Dzisiaj rano wyglądałaś ponuro. Wszystko dobrze?
- Nie. Tęsknię za rodziną i boję się tego wszystkiego co może nas spotkać na arenie. Czuję się okropnie.
            Całuję ją w czoło. Dziewczyna się lekko uśmiecha i łapie mnie za szyję, ciągnąc za sobą. Chce, abym ją pocałował w usta. Nie jestem pewien czy coś do niej czuję, więc nie chcę tego uczynić. Na jej twarzy pojawia się lekkie zaskoczenie i smutek.
- Harry coś nie tak?
- Po prostu nie wiem czy coś do ciebie czuję…
- Ja z początku myślałam, że jesteś obojętny i pewnie to będzie najgorzej spędzony czas. Jednak okazało się, że jesteś bardzo miły i troskliwy. Pytasz jak się czuję i starasz się mnie pocieszać. Wiem, że umrę na arenie…
- Nie mów tak! – przerywam jej.
- Harry, taka jest prawda – odpowiada. – Chciałam ci to wszystko powiedzieć zanim będzie za późno. Po prostu przy tobie czuję się bezpieczna i kochana. Po raz pierwszy w życiu…
- Katy. Ja… nie wiem co powiedzieć. Bardzo cię lubię, ale chyba tylko tyle.
- Szkoda, że nie czujesz tego samego co ja… - po jej twarzy spływa łza.
            Nie mogę patrzeć na nią. Robi mi się jej żal. Szybko ją całuję w usta, choć to niezgodne z tym co czuję. Dziewczyna się na mnie patrzy, ale odwzajemnia pocałunek. Nie przerywam. Nie chcę jej rozczarować i sprawić, aby znowu była smutna.
- Dziękuję ci, że jesteś – mówi.
- Zawsze będę przy tobie – odpowiadam.
            Katy to cudowna dziewczyna, ale na pewno nie kandydatka na osobę z którą chciałbym spędzić resztę życia. Nie ona. Dla mnie jest tylko bardzo dobrą przyjaciółką. Gdybyśmy razem nie zostali wylosowani na arenę to pewnie nigdy nic by do mnie nie poczuła, a ja nie myślałbym tak teraz o niej. Chcę wyjść, ale dziewczyna nie pozwala mi. Prosi, abym został na noc. Zgadzam się. „Tylko ten jeden raz” mówię. Obiecałem sobie, że nie będę miał z nią większych relacji. Nie mogę, bo na arenie nie dam rady funkcjonować. Nie chcę jej śmierci, ale sam chcę wygrać.
------------------------------------------------
Chciałabym polecić pewną stronkę:

Pozdrawiam xx

niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział III - Pierwszy dzień szkolenia

- Harry wstawaj – słyszę Sophie.
- Nieee – marudzę. – Ja nie chcę.
- Nie jęcz tylko chodź. Dzisiaj pierwszy dzień szkolenia – niecierpliwi się.
- Nie można z tobą pożartować? – patrzę na nią smutnymi oczami.
- Harry to wszystko jest bardzo ważne. Nie można ciągle figlować.
- Dobrze. Już wstaję.
            Chcę mieć jakieś przyjemności z pobytu tutaj. Ciągłe żartowanie sprawia, że zapominam po co tu tak naprawdę jestem. Czy to tak trudno zrozumieć? Idę na śniadanie.
- Witaj Harry – mówi Edward. – Jak się spało?
- Dobrze, ale niestety mi to przerwano – patrzę na Sophie, a ta nie zwraca na mnie uwagi.
- Dzisiaj pierwszy dzień szkolenia. Co umiesz najlepiej robić?
- Strzelać z łuku – odpowiadam pewnie.
- Ooo skąd taka pewność? – dziwi się Katy.
- Tato uczył mnie od małego.
- Czyli ty mógłbyś już iść na pokaz indywidualny – śmieje się Edward.
- Dokładnie. Nie wiem po co mnie budziliście – dołączam do swojego mentora.
- A ty Katy? Co potrafisz? – pyta Sophie, której niepodobna się nasze zachowanie.
- Eee… nie wiem. Nic innego poza stawianiem pułapek nie umiem.
- To musisz się przygotować na szkoleniu, a ty Harry nie ujawniaj się. Niech nie widzą w czym jesteś najlepszy.
            Kiwamy głowami. Po chwili schodzimy do sali szkoleniowej. Parę dziewczyn się mi przygląda. Naprawdę tego nie rozumiem. Katy chyba jest zazdrosna, bo chwyta mnie za ramię. Ja się lekko uśmiecham. To jest zabawne. Próbujemy z Katy swoich sił w rzucie oszczepem. Niestety dziewczyna ledwo to podnosi. Mi wychodzi nie najgorzej. Na początku nie trafiam w cel, ale kolejny rzut jest już celny! Teraz Katy próbuje rzucać nożami. Tu muszę przyznać wychodzi jej bardzo dobrze. Ostrza są lekkie, więc nie sprawia to problemu przy utrzymaniu broni. Dziewczyna trafia za każdym razem. Już chyba wiemy w czym jest dobra. Podchodzę do niej i szepczę na ucho:
- Dobra choć dalej. Nie mogą się dowiedzieć, że to ci dobrze wychodzi – uśmiecham się, a ona odwzajemnia uśmiech.
            Inne dziewczyna patrzą na nas z zazdrością, a ja zaczynam się śmiać. Katy kopie mnie w nogę.
- Ej! Za co to?!
- Nie ładnie tak się śmiać z innych! – śmieje się.
- Trudno.
            Teraz podchodzimy do miejsca, gdzie odróżniamy jadalną żywność od trującej. To jest bardzo przydatne. Razem z Katy odróżniamy ją doskonale. Jak wylądujemy w lesie, znaleźnie pożywienia nie będzie nam sprawiało trudności.
            Katy już wybiega z sali. Ja wychodzę powoli i kiedy już jestem przy wyjściu zatrzymuje mnie dziewczyna o blond włosach i ciemnych oczach… Chyba jest z Dwójki.
- Nieźle ci idzie – mówi.
- Czy ja wiem. Normalnie.
- Jaki skromny – uśmiecha się. - Chcesz być z nami w sojuszu? – w jej oczach widzę ogromną nadzieję.
- Em… wybacz, ale nie.
- Czemu? Razem stworzymy świetną ekipę – dziewczyna lekko się denerwuje.
- Wolę działać sam – odpowiadam i odchodzę.
            Nie chcę być z nikim w sojuszu. Co najwyżej z Katy, ale po paru dniach będziemy musieli go rozwiązać. Nie chcę dojść z nią do finału i jej zabijać.
            Wchodzę do naszego mieszkania. Widzę Katy, rozmawiającą z naszym mentorem. Chcę przejść do swojego pokoju niezauważony, ale niestety nie udaje mi się.
- Harry. Gdzie ty idziesz? Opowiadaj jak było – mówi Edward.
- Dobrze. Dowiedzieliśmy się co Katy wychodzi najlepiej – uśmiecham się do dziewczyny, a ta się lekko czerwieni.
- Słyszałem. Ponoć dobrze rzuca nożami.
- Świetnie! Lepiej ode mnie – śmieję się.
- Harry'emu wszystko dobrze wychodzi – chwali mnie Katy.
- Ale ja i tak będę strzelał z łuku, a teraz wybaczcie, ale chcę pójść do swojego pokoju.
            Uciekam. Na szczęście mnie nie zatrzymują. Wchodzę do łazienki i obmywam twarz. Wlewam wody do wanny. Po chwili ściągam ubrania i wskakuję do wody. Zamykam oczy i się zanurzam. Mógłbym już pójść na arenę. Im szybciej tym lepiej, a tak to jeszcze będę się tu męczył i rozczarowywał innych. Jak byliśmy na szkoleniu słyszałem, jak parę osób wyśmiewało Katy. Na szczęście mało kto patrzył, kiedy rzucała nożami. Wtedy przypomniała mi się ta dziewczyna z mojej szkoły, z której również wszyscy się wyśmiewają. Ciekawy jestem czy będzie mi kibicować. Przypominam sobie, że jej brat brał udział w igrzyskach. Chyba je obejrzę… Szybko się ubieram i wchodzę do salonu. Zastaję Edwarda.
- Masz może nagranie z igrzysk… w których był James - próbuję przypomnieć sobie nazwisko… - Ature?
- James Ature – zastanawia się mentor. – Hm… a już wiem o kogo ci chodzi! On brał udział w 65 igrzyskach.
- Możliwe. Nie pamiętam, ale chciałbym je zobaczyć.
- Czekaj. Spytam się Sophie czy ma.
            Wychodzi. Siedzę w ciszy i rozglądam się po salonie. Żyrandol jest przyozdobiony kamieniami szlacheckimi. Świeci bardzo jasno. Kanapy są beżowe. Rzadko się przyglądam pokojom i osobiście wolę ciemniejsze barwy. Do pokoju wraca Edward z Sophie. Dają mi kasetę i idę do swojego pokoju. Uruchamiam nagranie i zaczynają się 65 igrzyska.
            Najpierw dożynki. „James Ature” słyszę. Chłopak jest zaskoczony, ale idzie pewnie przed siebie. Stoi koło trzynastolatki, która również została wylosowana. Przeciwników miał dobrych, ale według mnie mógłby wygrać. Już nie pamiętam jak zginął. Na spotkaniu z Caesarem jest bardzo naturalny, odpowiada na pytania i czuje się bardzo dobrze. Wywiad wychodzi mu świetnie. Zdobywa serce każdej dziewczyny. Teraz zaczęły się igrzyska. Chłopak zawiera sojusz z dziewczyną ze swojego dystryktu i trybutami z piątki. Zaczynają się igrzyska. Łapie łuk i ucieka z sojusznikami w głąb dżungli. Dziewczyna z jego dystryktu przeżyła tylko jeden dzień. Kiedy trafili na zawodowców nie udało im się jej uratować. W połowie igrzysk giną jego sojusznicy. Mieli potyczkę z trybutami z Siódemki. Zostało pięciu trybutów. James ma nadzieję, że wygra. Widać to po jego oczach, ale w nocy wpada na dziewczynę z Dwójki, która go zabija, wbijając w jego serce nóż. Przez całe igrzyska starał się każdego obronić, zdobywał jedzenie i zastanawiał się nad wszystkim co robił. Muszę robić tak samo, a nawet lepiej, bo w końcu jemu to nie wystarczyło, aby wygrać. Kładę się na łóżku i rozmyślam nad tym wszystkim. Co jeśli nie będę wystarczająco dobry, aby wygrać i skończę jak James? Nie chcę tego. Muszę wrócić do domu. Chcę zobaczyć uśmiech na twarzach moich rodziców. 
Lydia Land of Grafic