niedziela, 4 maja 2014

Rozdział IX - Co się ze mną dzieje?

         Nie śpię całą noc. Nie wiem co się ze mną dzieje. Nie mogę normalnie funkcjonować. Czuję się jakbym był w zupełnie innym świecie. Zwariowałem? Przez całą noc słyszę tylko jeden wystrzał armaty. Siedzę w miejscu i patrzę w małe okienka w korytarzu przez które wpada światło księżyca. Katy, czemu? Cały czas dręczy mnie ta myśl. I jeszcze to, że ją zabiłem. Jak mogłem. Było jej pozwolić mnie zabić. Czemu tak postąpiłem? Jestem na siebie zły. Biorę w rękę nóż i powoli przejeżdżam nim sobie po ręce. Krople krwi opadają na ziemię. Na chwilę przykładam sobie nóż do gardła, ale nie jestem w stanie popełnić samobójstwa. Nagle moje myśli przerywają hałasy dobiegające z głębi tunelu. Podnoszę się i próbuję dowiedzieć kto to. W ręce nadal trzymam nóż, którym się okaleczałem. Moim oczą ujawnia się wysoka dziewczyna z wielkimi, ciemnymi oczami o ciemniej karnacji i brązowych, długich włosach. Wygląda ślicznie. Przygląda się mi. Widzi spływającą krew po mojej ręce. Chyba się tym przeraziła. Jestem obojętny. Wiem, że na pewno nie zacznę walki, więc obserwuję co dziewczyna czyni. Idzie powoli w moją stronę.
-Proszę. Nie zabijaj mnie – mówi cicho.
-Nie zabiję cię, chyba, że mnie do tego zmusisz – odpowiadam.
            Dziewczyna podejrzanie na mnie patrzy, ale nadal idzie w moim kierunku. Szybko przechodzi obok mnie i znika w ciemnościach tunelu. Przyznam, że mnie trochę zdziwiła ta sytuacja i z pewnością nie tylko mnie. Podchodzę do okienka. Słońce powoli się wychyla. Zbieram parę rzeczy i idę przed siebie. Po chwili słyszę krzyk jakiejś dziewczyny i wystrzał armaty. Zostało nas już tylko czterech. Szukam wyjścia z tych ciemności. Myślę, że ostateczna walka rozegra się na powierzchni. Długo idę ciemnym korytarzem, ale na szczęście znajduję schody na zewnątrz. Wchodzę po nich na górę. Słońce mnie oślepia. Po dłuższej chwili powraca mi wzrok. Rozglądam się po arenie. Nikogo nie widzę. Sam piach i kamienie. Idę powoli na środek areny. Jest tutaj tak gorąco. Wyjmuję wodę i biorę parę łyków. Słyszę kolejny wystrzał armaty. Patrzę czy może ktoś już wyszedł, ale nikogo nie zauważam. Szczerze to teraz jestem bardzo łatwym celem… Dopiero teraz sobie uświadomiłem co zrobiłem. Tak ciężko jest mi myśleć po tym wszystkim. Powoli schodzę ze środka areny i ukrywam się za jedną z kolumn. Siedzę w miejscu i czekam aż zacznie się jakaś akacja.
-No dalej – mówię. – Nie mamy nic do stracenia. Najwyżej umrzemy.
            Nikt się nie pojawia, a mi chyba powoli zaczyna odbijać. Śmieję się ja wariat, chodzę w kółko. Nie wiem co ze sobą zrobić. Dopiero wieczorem, kiedy słońce się już chowa zauważam kogoś na arenie. To chyba chłopak. Za nim pojawia się druga osoba. Idą w moją stronę. Biorę w rękę łuk i szykuję się do ataku. Po twarzy spływa mi łza. To wszystko jest zbyt ciężkie. Postacie biegną w moją stronę. Jeden z nich jest bardzo wysoki i umięśniony. W ręce trzyma miecz, a drugi jest trochę niższy i ma noże. Ten wyższy rzuca się w moją stronę. Próbuje mnie dźgnąć mieczem, ale robię uniki i zaczynam się śmiać jak bym był chory psychicznie. Może jestem? Ja nie wiem co się ze mną dzieje. Krążymy w kołku. Każdy się na siebie patrzy. W pewnym momencie ten mniejszy rzuca we mnie nożem. Trafia w rękę. Krzyczę z bólu, ale cały czas uważam na przeciwników. Wyjmuję powoli nóż z ręki i strzelam w niższego. Trafiłem w nogę. Ten również teraz krzyczy i zgina się z bólu. Chciałem go dobić, ale wtedy drugi przejechał mi mieczem po plecach. Czuję okropny ból. Przygryzam wargę i się do niego odwracam. Chwytam strzałę i wbijam mu ją w klatkę. Słyszę wystrzał armaty. Odwracam się z trudem do drugiego. Podnosi się. To nie jest dla mnie dobra wiadomość. Ja już nie mam sił. Chłopak powoli do mnie podchodzi. Patrzę na niego ze złością. Chcę już zakończyć ten ból. Ledwo chwytam łuk i cudem trafiam w przeciwnika. Pada. Nie podnoszę się. Nie mam siły, a rany strasznie bolą. Mam nadzieję, że się nie wykrwawię na śmierć. Po chwili słyszę głos:
-Proszę państwa oto zwycięzca 69 igrzysk głodowych! Harry Joven z dystryktu szóstego!
            Widzę jak z poduszkowca wyłaniają się jakieś szczypce, które mnie chwytają. Czuję się fatalnie, oczy mi się zamykają.
***
            Budzę się w białym pomieszczeniu na szpitalnym łóżku. Jestem podłączony do kroplówki. Patrzę na swoją rękę, w którą rzucił nożem niski chłopak. Wygląda okropnie. Mam wielką dziurę. Spoglądam też na tą rękę, którą sam sobie rozwaliłem. Ta wygląda o wiele lepiej. Ran prawie nie widać. Za to plecy mnie bardzo bolą. Do pomieszczenia wchodzi Edward.
-Jak się czujesz młody? – pyta powoli do mnie podchodząc.
-Nie wiem… - odpowiadam.
-Jesteś w kiepskim stanie. Mam nadzieję, że jednak szybko wrócisz do formy.
            Nic nie odpowiadam. Jestem tym wszystkim zmęczony. Chcę tutaj teraz cały czas leżeć i nic nie robić. Nie chcę jakiego podsumowania igrzysk. Nie jestem w stanie nic zrobić. W krótkim czasie straciłem tak wiele. Chyba nawet zgubiłem siebie. Nie wiem kim jestem, ale na pewno nie tym Harrym przed igrzyskami. Cały czas przed oczami mam tych wszystkich trybutów. To było okropne. Czy igrzyska działają tak na każdego? Sumienie mnie dobija. Powinienem dać się zabić. Przynajmniej nie męczyłbym się tak.
***
            Minął tydzień. Dopiero teraz mogę się podnieść. Rany na plecach i w ręce długo się goiły. Nie mogłem się podnieść, dlatego czekali aż rany się trochę zagoją. Rano Sophie powiedziała mi, że dzisiaj będzie podsumowanie igrzysk. Nie chce mnie się na to iść, ale muszę. Lekarze odłączają mnie od wszystkiego i mówią, że jest już ze mną w porządku. Wychodzę powoli z pomieszczenia i przede mną pojawia się Celine.
-Wszystko dobrze, Harry? – pyta.
-Fizycznie tak. Psychicznie raczej nie.
            Na twarzy dziewczyny pojawia się smutek. Przytula mnie. Ciągnie mnie za sobą i daje garnitur. Biorę go i idę się przebrać. Robię wszystko machinalnie. Jakbym w ogóle nie był człowiekiem. Nic nie czuję. Kiedy jestem gotowy udaję się za Sophie, która prowadzi mnie pod scenę. Słyszę już tłum ludzi czekających na mnie. Caesar zaprasza mnie na scenę. Wychodzę powoli, rozglądając się po tych wszystkich ludziach. Mam obojętny wyraz twarzy. Najpierw oglądamy „najlepsze” sceny z igrzysk. Widzę naszą walkę z zawodowcami, śmierć rodzeństwa z dziesiątki. Pierwszy zginął chłopak. Dziewczyna dłużej wytrzymała… Później widzę atak trybutów z dziewiątki oraz moich sojuszników. Mój nieobecny wzrok. Właśnie wtedy coś się ze mną stało. Teraz ujawnia się mi Katy. Piękna blondynka podchodzi do mnie i mnie całuje. Wyciąga nóż i rzuca mną o ziemię. Przeżywam to jeszcze raz. Tym razem wiem jakie będzie zakończenie. Płaczę. Nie wytrzymuję tego. To wszystko mnie bardzo męczy. Igrzyska były za wielkim ciosem dla mnie. Zabijanie innych ludzi, widok ich śmierci było okropnym przeżyciem. Nie chcę tego powtarzać i nie życzę tego nikomu. Zabierają mnie ze sceny, ja się rzucam. Słyszę niektórych głosy „Co się z nim stało? Przecież był taki pogodny.” Właśnie zadaję sobie takie same pytania. Jak ja teraz wrócę do siebie po tym? Nie chcę być taki.
            Wsiadam w pociąg i wracamy do mojego dystryktu. Całą drogę siedzę w miejscu i nic innego nie robię. Widzę jak Edward mi się przygląda z przejęciem. Nawet coś mówi, ale do mnie to nie dociera. Tylko kiwam głową. Kiedy dojeżdżamy na miejsce wychodzę powoli z pociągu i widzę mnóstwo szczęśliwych twarzy, które mnie witają. Szukam swoich rodziców. Kiedy ich znajduję przepycham się przez ludzi, aby się z nimi przywitać. Na mojej twarzy jednak nie pojawia się uśmiech.
-Cześć mamo, tato – podchodzę do nich powoli i ich przytulam.
-Harry? Wszystko w porządku? – pyta moja matka, ale jej nie odpowiadam.
            Teraz idziemy powoli do naszego nowego domu w Wiosce Zwycięzców. Dom jest bardzo duży. W środku wygląda dość ładnie. Salon jest jasny. Tapety ma trochę poniszczone, ale i tak to wszystko wygląda lepiej niż w naszym starym domu. Na ścianach wiszą różne obrazy. Moja mama uważa, że powinny się tutaj znaleźć jakieś nasze fotografie. Razem z tatą się z nią zgadzamy. Następnego dnia poszukamy jakiś ładnych zdjęć i je powiesimy. Kuchnia jest ogromna. Większa niż potrzeba, a w niej znajduję się wiele przyborów kuchennych. Na pułkach widzę parę książek kucharskich. Mama na ich widok bardzo się cieszy. Mówi, że teraz będzie mogła się nauczyć nowych przepisów i może się poprawi w gotowaniu. Idę na górę. Przeglądam sypialnie. Większość z nich jest jasna, a ja lubię ciemne barwy. Kiedy myślę, że nie znajdę sobie idealnego miejsca, otwierając ostatnie drzwi jakie zostały mi do sprawdzenia pojawia mi się pokój z czarnymi ścianami oraz obrazami ze złotymi ramkami. Na ścianach są różne, ciekawe wzory. Wybieram sobie właśnie ten pokój. Myślę, że jest dla mnie idealny. Rzucam się na łóżko. Do pokoju wchodzi mój ojciec.
-Harry, co się stało?
-Ja naprawdę nie wiem. To wszystko przez te igrzyska – odpowiadam.
-Ale co dokładniej tak na ciebie zadziałało?
-To, że zabiłem większość osób? Swoich sojuszników? Dziewczynę, którą kochałem? Tato ja nadal widzę ich ciała przed swoimi oczami.
            Widzę przejęcie w oczach ojca, ale niestety nie jest w stanie nic z tym zrobić. Wychodzi z pokoju, a ja idę do łazienki. Biorę szybką kąpiel, przyglądam się raną. Dotykam ich. Patrzę na żyletki stojące przede mną. Myślałem nad tym, aby je wziąć i zrobić to samo co na arenie, ale się powstrzymuję. Wychodzę z tego miejsca szybko zanim sobie coś zrobię i kładę się spać. Muszę odpocząć. Może z czasem wszystko wróci do normy…
---------------------------------------------------------
Czekam na wasze oceny w komentarzach :))

Pozdrawiam xx

7 komentarzy:

  1. Wow, ale akcja! Lubię to! :D
    Szkoda że tak szybko zakończyła się ta akcja na arenie. Myślałam że skoro jest ich mniej, to porozchodzą się po całej arenie i Igrzyska potrwają trochę dłużej, ale i tak jest dobrze.
    Szkoda mi Harrego. Jego stan jest naprawdę niepokojący. W sumie... to miałam podobnie po śmieci ojca. Niby go nie zabiłam, bo zginął na raka ale i tak śnił mi się po nocach, widziałam go w kątach domu czy mojego pokoju. Ale to jest nieważne...
    Tak, czy inaczej rozdział nie może się nie podobać. Był bardzo, ale to bardzo dobry. Czuję się zagrożona... :D
    Pozdrawiam i weny życzę,
    Elfik JoWita (Elfik Elen)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czemu, ale akacja na arenie jest dla mnie trudna do opisania...
      Ojej bardzo mi przykro z powodu twojego taty :< Ja sie strasznie czulam po smierci babci. Dlugo sie po tym zbieralam. Zajmowala sie mna od dziecinstwa, bo rodzice bardzo dlugo w pracy byli, wiec spedzalam z nia naprawde duzo czasu.
      Dziekuje <3 Oj przesadzasz. Piszesz ode mnie duzo lepiej. :))

      Usuń
  2. um... skomentowałabym wcześniej, ale komp mi się zwiesza :D ogólnie rozdział super, podobał mi się, szkoda, że Harry ma myśli samobójcze XD Szkoda go. Wyłapałam drobne błędy ortograficzne, ale chyba tylko ze 2 czy 3. Czekam na kolejny rozdział ^-^ weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz jak sie meczylam z pisaniem tego. Opisuje bol, ktorego nigdy nie czulam. To jest naprawde trudne...
      I dziekuje <3

      Usuń
  3. Jak dla mnie fajne tylko ... kobito... za dużo AHS!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. To ja, again.
    Nowe rozdziały. Zapraszam.
    http://akademiadlautalentowanejmlodziezyy.blogspot.com/
    http://in-the-circle-of-secrets.blogspot.com/
    http://kingdomofspells.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Lydia Land of Grafic