sobota, 10 maja 2014

Rozdział X - Wyjazd do Kapitolu

Minął już tydzień od mojego powrotu. Całe dnie spędzam sam w pokoju. Od czasu do czasu przychodzą moi rodzice z jedzeniem, którego i tak nie jem. Wyrzucam je przez okno, żeby myśleli, że się nie głodzę. Nie jestem w stanie nic wsadzić do ust. Czuję się naprawdę dziwnie. Przez ten czas na moim ciele pojawiło się parę nowych ran, dlatego zakładam same swetry, aby rodzice nic nie zauważyli. Nie chcę, aby się mną martwili. Dzisiaj po raz pierwszy postanawiam wyjść na dwór. Matka się do mnie uśmiecha i całuje w policzek.
-Chyba wreszcie wracasz do siebie – mówi.
            Ja robię sztuczny uśmiech. Przez tydzień już się tego dobrze nauczyłem. Muszę ich oszukiwać inaczej umarli by ze zmartwienia, a tak myślą, że jest wszystko w porządku. Wychodzę z domu. Jest chłodno. Idę w stronę lasu. W drodze do niego widzę zaniedbane brązowe włosy, to Emily. Dziewczyna na chwilę się zatrzymuje i mi się przygląda. Ja również ją obserwuję. Słyszę jak ktoś ją woła i wtedy brązowooka mi znika. Dochodzę do lasu. Idę do miejsca, gdzie zawsze trenowałem z tatą strzelanie z łuku. Przyglądam się tym drzewom i śladom jakie na nich zostawiliśmy. Słyszę jakieś zwierze. To sarna. Przygląda się mi i po chwili ucieka. Ja siadam pod jednym z drzew i po raz kolejny myślę o igrzyskach. Nawet już nie chcę o tym myśleć, ale to samo wraca. Mam już tego dość. Krzyczę. Chcę, aby te myśli jakoś uciekły. Nie wiem co ze sobą zrobić. Wtedy wpadam na pomysł. Może pojadę do Kapitolu? Jest tam wiele miejsc, w których mógłbym się odprężyć i szczerze zawsze chciałem tam pojechać na dłużej i tylko dla siebie.
            Wracam do domu, oczywiście znowu robię sztuczny uśmiech. Mama opowiada mi jak jej minął dzisiejszy dzień, a ja tylko potakuję. Nie jestem w stanie więcej zrobić. Mówię jej o tym, że jutro jadę do Kapitolu. Moim rodzicom się to średnio podoba, ale w końcu to mój wybór. Idę do swojego pokoju i wyglądam przez okno. Widzę las, słyszę szum drzew i śpiew ptaków. Kiedyś to sprawiało, że czułem się cudownie. Od czasu kiedy wyjechałem na igrzyska nic nie jest w stanie poprawić mi humoru. Cały czas chodzę smutny, zdołowany. Myślę, że już nigdy nie będę szczęśliwy. Patrzę się na łóżko, po czym ściągam z siebie ubrania i się na nim kładę. Zasypiam błyskawicznie.
            Budzę się jakoś o szóstej. Biorę walizkę i wrzucam do niej rzeczy jakie wpadają mi w rękę. Kiedy jestem spakowany idę do łazienki. Myję się i przyglądam się sobie w lustrze. Wyglądam okropnie. Mam poczochrane włosy, zmęczoną twarz, smutne oczy i jestem bardzo chudy. Widać mi kości. Nigdy wcześniej tak nie wyglądałem. Ubieram czarne spodnie i bordowy sweter. Biorę swoje rzeczy i zostawiam rodzicom kartkę. Na dworze pojawia się słońce. Idę powoli ścieżką do pociągu. Nikogo nie spotykam. Wszyscy jeszcze śpią. Nawet nie wiem jaki jest dzisiaj dzień tygodnia, miesiąc. Nic. Wsiadam w pociąg, który chwilę później rusza. W drodze do Kapitolu zasypiam. Budzę się jakoś wieczorem. Widzę przed sobą jedzenie. Powinienem coś zjeść… Biorę jedną kromkę chleba i kilka łyków wody, ale nic więcej. Chodzę po całym przedziale i myślę o tym co będę robił w Kapitolu. Zamieszkam w jakimś hotelu, pójdę pewnie do jakiegoś baru, pozwiedzam parę miejsc, może poznam jakiś ludzi.
***
            Jest już piąta rano i moim oczom powoli ujawnia się Kapitol.  Widzę szklane budynki o nienaturalnych kształtach. Kiedy pociąg się zatrzymuje, szybko biorę swoje bagaże i wysiadam. Na ulicach widzę już paru ludzi. Niektórzy mi się przyglądają i podchodzą po autograf. Nie rozumiem ich. Jestem znany z tego, że kogoś zabiłem. Co to za sława? To nie jest godne pochwały. Podchodzi do mnie jakaś dziewczyna. Podrywa mnie, dotyka i powili zbliża swoje usta do moich. Ja wtedy ją odpycham i mówię, aby dała mi spokój, a ta patrzy się na mnie ze zdziwieniem. Nikt mnie nie rozumie… Znajduję jakiś hotel. Wchodzę do środka, a portier daje mi klucze do pokoju. Wsiadam do windy i jadę na dziesiąte piętro. Mieszkanie bardzo mi się podoba. Ma  ciemne barwy tak jak poprosiłem. Salon jest bardzo duży i jedna z jego ścian jest cała we szkle. Idealnie. Kuchnia jest troszkę mniejsza. W jadalni znajduje się duży stół z dziesięcioma krzesłami. Szukam sypialni. Wchodzę do niej i pojawiają mi się ciemnobrązowe ściany. Pokój jest podobny do tego co dostałem jak wylosowano mnie na igrzyska. Zostawiam tutaj bagaż i wychodzę. Udaję się na spacer po mieście. Na ulicach pojawia się coraz więcej ludzi. Szukam jakiejś knajpki, aby się ukryć. Wchodzę do pierwszej lepszej. Jest tam nie wiele ludzi i większość jest pijana. Podchodzę do barmana i proszę go o wino. Kiedy dostaję to o co prosiłem podchodzi do mnie jakiś chłopak.
-To ty jesteś Harry Joven? – pyta.
-Tak, ale nie mam nastroju na rozmowy, wybacz.
-Ale ja nie chcę rozmawiać o igrzyskach. Chcesz to mogę ci pokazać parę ciekawych miejsc w Kapitolu – mówi, a teraz przechodzi na szept. – Ten barek nie należy do najlepszych.
-W takim razie co tutaj robisz? – pytam z ciekawością.
-Widziałem jak tutaj wchodzisz.
            Kiedy kończę pić wino wychodzimy z baru. Na zewnątrz jest już tłum ludzi. Trudno jest kogoś tutaj znaleźć. Chłopak łapie mnie za rękę i za sobą ciągnie. Skręcamy w jakąś ciemną uliczkę. Idziemy w ciszy. Cały czas patrzę się na niego. Ma krótkie, brązowe włosy, niebieskie oczy. Jest mojego wzrostu i ma tunel w lewym uchu. Ubrany jest w czarne spodnie, bluzkę i skórzaną kurtkę.
-Jak masz na imię? – pytam.
-Ach tak! Nie przedstawiłem się – mówi. – Jestem Chris.
-Wiesz. Czuję się dość dziwnie. Ty wiesz kim jestem, co zrobiłem, a ja o tobie nic nie wiem.
-Mieszkałem w dystrykcie dwunastym, ale stamtąd uciekłem. Nikt się nie zorientował, że nagle im zniknął jakiś chłopak. Moi rodzice nie zwracali na mnie uwagi. Byłem im obojętny i nadal jestem skoro mnie nie szukają. Uciekłem im jak miałem szesnaście lat. Miałem dość tego co tam się działo. Zawsze na mnie krzyczeli i krytykowali. Nie potrafili docenić tego, że starałem się robić wszystko, aby byli bezpieczni. Polowałem i codziennie coś przynosiłem do domu, a oni zamiast mi dziękować krzyczeli, że się narażam. Kiedyś już im uciekłem, ale wtedy zniknąłem tylko na kilka dni do kolegi. Moi rodzice się tym nie przejęli, ale matka mojego kolegi zaczęła się zastanawiać co się stało i wróciłem do rodziców. Po pewniej kłótni powiedziałem im, że mam ich dość i nie chcę już ich widzieć. W nocy się spakowałem i wsiadłem w pociąg. Było późno. Nikt mnie nie zauważył. Błąkałem się po Kapitolu. Wtedy poznałem Matta. Jest ode mnie o dwa lata starszy. Zabrał mnie do siebie. Opowiedziałem mu całą swoją historię i od tamtego dnia z nim mieszkam. Teraz mam osiemnaście lat. Szczerze jestem szczęśliwy, że tak się stało. Robię tutaj absolutnie wszystko co mi się podoba.
-Brzmi ciekawie…
            Chris przewraca oczami i dalej mnie prowadzi. Dochodzimy do zniszczonej kamienicy. Schodzimy na dół po brudnych schodach i ujawnia mi się słabo oświetlone miejsce. Jest tutaj wiele ludzi. Wszyscy palą, piją i chyba coś ćpają. Jest tutaj wiele dziwnych osób. Kobiety są prawie nagie, mężczyźni je wykorzystują. Brr… okropne miejsce. Na szczęście Chris mnie ciągnie dalej. Dobrze, że nie muszę na to patrzeć. Wchodzimy do ciemnego pokoju, w którym leży tylko stara kanapa, stół i półka, na której znajduje się dużo alkoholu.
-Chcesz coś? – pyta.
-Tak, wino.
            Chłopak wyciąga butelkę i nalewa mi wina do kieliszka. Mówi mi, że większość dnia właśnie tutaj spędza. Nie odpowiada mu tamto miejsce, w którym przed chwilą byliśmy. Mi również. Takie traktowanie kobiet powinno być karalne. Ja nie rozumiem niektórych ludzi. Opowiadam Chrisowi o swoich igrzyskach. O tym co przeżyłem i jak się teraz czuję. Do pokoju wszedł jakiś mężczyzna. Chris szepcze mi, że to Matt. Mężczyzna jest bardzo pijany i krzyczy, że jakaś Bella jest cudowna… Ma ciemne włosy, lekki zarost i zielone oczy jak ja. Gdyby nie był pijany wyglądał by z pewnością lepiej. Chris do niego podchodzi i pomaga mu przejść do jego sypialni. Siedzę w pokoju sam. Podchodzę do półki z alkoholem. Zauważam, że na niej znajduje się nie tylko alkohol. Są tutaj również papierosy, które właśnie biorę w rękę i zapalam. Chris wraca do pokoju i się uśmiecha na mój widok. Podchodzi do mnie i również zapala.
-Po co przyszedłeś do Kapitolu?
-Aby się odprężyć. W domu jakoś nie mogłem o tym wszystkim zapomnieć – odpowiadam.
-To dobrze trafiłeś – mówi z uśmiechem. – Tutaj bardzo łatwo zapomnieć o problemach – śmieje się.
            Chłopak na chwilę wychodzi i wraca z jakimiś proszkami. Pokazuje mi jak się je bierze. „To naprawdę odpręża” mówi. Naśladuję go. Ma rację. Od razu czuję się lepiej. Rozmawiamy, pijemy, palimy, śmiejemy się, dobrze się bawimy. Chłopak w pewnym momencie zdejmuje bluzkę i pokazuje mi swoje tatuaże. Mówię mu, że również chciałbym sobie zrobić. Chris odpowiada, że możemy tam pójść następnego dnia. Teraz idę do łazienki się przemyć. Chcę wracać do swojego hotelu, ale nie jestem w stanie. Chris przynosi mi jakiś koc i kładę się pod nim na kanapie. Jest niewygodnie, ale nie mogę na więcej liczyć.
-----------------------------------------
Jestem ciekawa jak wam się podobał rozdział, więc zachęcam do komentowania i chciałabym was poinformować, że teraz rozdziały będą się pojawiać nieregularnie. Będę je wrzucać wtedy kiedy będę miała czas i ochotę.

Pozdrawiam xx

2 komentarze:

  1. podobał mi się rozdział, no z resztą co się dziwić, jak każdy ;) Jak czytam... cytując: "Przez ten czas na moim ciele pojawiło się parę nowych ran (...)" to aż się wzdrygnęłam, ale cóż, w końcu on dużo przeszedł. I teraz jeszcze jakieś prochy... oj Harry, Harry XD Czekam aż będziesz miała czas i ochotę na dodanie kolejnego rozdziału, WENY! ^-^

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurde, aż brakuje mi słów.
    Rozdział super, jak każdy :)
    Kurde, Harry i... prochy? Aż mnie to zaczęło przerażać.
    Spoko, rozumiem. Też teraz mam mało czasu na cokolwiek.
    Pozdrawiam i weny życzę,
    Elfik Elen

    OdpowiedzUsuń

Lydia Land of Grafic