Minął już tydzień od
mojego powrotu. Całe dnie spędzam sam w pokoju. Od czasu do czasu przychodzą
moi rodzice z jedzeniem, którego i tak nie jem. Wyrzucam je przez okno, żeby
myśleli, że się nie głodzę. Nie jestem w stanie nic wsadzić do ust. Czuję się
naprawdę dziwnie. Przez ten czas na moim ciele pojawiło się parę nowych ran,
dlatego zakładam same swetry, aby rodzice nic nie zauważyli. Nie chcę, aby się
mną martwili. Dzisiaj po raz pierwszy postanawiam wyjść na dwór. Matka się do
mnie uśmiecha i całuje w policzek.
-Chyba wreszcie wracasz
do siebie – mówi.
Ja robię sztuczny uśmiech. Przez tydzień już się tego
dobrze nauczyłem. Muszę ich oszukiwać inaczej umarli by ze zmartwienia, a tak
myślą, że jest wszystko w porządku. Wychodzę z domu. Jest chłodno. Idę w stronę
lasu. W drodze do niego widzę zaniedbane brązowe włosy, to Emily. Dziewczyna na
chwilę się zatrzymuje i mi się przygląda. Ja również ją obserwuję. Słyszę jak
ktoś ją woła i wtedy brązowooka mi znika. Dochodzę do lasu. Idę do miejsca,
gdzie zawsze trenowałem z tatą strzelanie z łuku. Przyglądam się tym drzewom i
śladom jakie na nich zostawiliśmy. Słyszę jakieś zwierze. To sarna. Przygląda
się mi i po chwili ucieka. Ja siadam pod jednym z drzew i po raz kolejny myślę
o igrzyskach. Nawet już nie chcę o tym myśleć, ale to samo wraca. Mam już tego
dość. Krzyczę. Chcę, aby te myśli jakoś uciekły. Nie wiem co ze sobą zrobić.
Wtedy wpadam na pomysł. Może pojadę do Kapitolu? Jest tam wiele miejsc, w
których mógłbym się odprężyć i szczerze zawsze chciałem tam pojechać na dłużej
i tylko dla siebie.
Wracam do domu, oczywiście znowu robię sztuczny uśmiech.
Mama opowiada mi jak jej minął dzisiejszy dzień, a ja tylko potakuję. Nie
jestem w stanie więcej zrobić. Mówię jej o tym, że jutro jadę do Kapitolu. Moim
rodzicom się to średnio podoba, ale w końcu to mój wybór. Idę do swojego pokoju
i wyglądam przez okno. Widzę las, słyszę szum drzew i śpiew ptaków. Kiedyś to
sprawiało, że czułem się cudownie. Od czasu kiedy wyjechałem na igrzyska nic
nie jest w stanie poprawić mi humoru. Cały czas chodzę smutny, zdołowany.
Myślę, że już nigdy nie będę szczęśliwy. Patrzę się na łóżko, po czym ściągam z
siebie ubrania i się na nim kładę. Zasypiam błyskawicznie.
Budzę się jakoś o szóstej. Biorę walizkę i wrzucam do
niej rzeczy jakie wpadają mi w rękę. Kiedy jestem spakowany idę do łazienki.
Myję się i przyglądam się sobie w lustrze. Wyglądam okropnie. Mam poczochrane
włosy, zmęczoną twarz, smutne oczy i jestem bardzo chudy. Widać mi kości. Nigdy
wcześniej tak nie wyglądałem. Ubieram czarne spodnie i bordowy sweter. Biorę
swoje rzeczy i zostawiam rodzicom kartkę. Na dworze pojawia się słońce. Idę
powoli ścieżką do pociągu. Nikogo nie spotykam. Wszyscy jeszcze śpią. Nawet nie
wiem jaki jest dzisiaj dzień tygodnia, miesiąc. Nic. Wsiadam w pociąg, który
chwilę później rusza. W drodze do Kapitolu zasypiam. Budzę się jakoś wieczorem.
Widzę przed sobą jedzenie. Powinienem coś zjeść… Biorę jedną kromkę chleba i
kilka łyków wody, ale nic więcej. Chodzę po całym przedziale i myślę o tym co
będę robił w Kapitolu. Zamieszkam w jakimś hotelu, pójdę pewnie do jakiegoś baru,
pozwiedzam parę miejsc, może poznam jakiś ludzi.
***
Jest już piąta rano i moim oczom powoli ujawnia się
Kapitol. Widzę szklane budynki o
nienaturalnych kształtach. Kiedy pociąg się zatrzymuje, szybko biorę swoje
bagaże i wysiadam. Na ulicach widzę już paru ludzi. Niektórzy mi się
przyglądają i podchodzą po autograf. Nie rozumiem ich. Jestem znany z tego, że
kogoś zabiłem. Co to za sława? To nie jest godne pochwały. Podchodzi do mnie
jakaś dziewczyna. Podrywa mnie, dotyka i powili zbliża swoje usta do moich. Ja
wtedy ją odpycham i mówię, aby dała mi spokój, a ta patrzy się na mnie ze
zdziwieniem. Nikt mnie nie rozumie… Znajduję jakiś hotel. Wchodzę do środka, a
portier daje mi klucze do pokoju. Wsiadam do windy i jadę na dziesiąte piętro.
Mieszkanie bardzo mi się podoba. Ma ciemne
barwy tak jak poprosiłem. Salon jest bardzo duży i jedna z jego ścian jest cała
we szkle. Idealnie. Kuchnia jest troszkę mniejsza. W jadalni znajduje się duży
stół z dziesięcioma krzesłami. Szukam sypialni. Wchodzę do niej i pojawiają mi
się ciemnobrązowe ściany. Pokój jest podobny do tego co dostałem jak wylosowano
mnie na igrzyska. Zostawiam tutaj bagaż i wychodzę. Udaję się na spacer po
mieście. Na ulicach pojawia się coraz więcej ludzi. Szukam jakiejś knajpki, aby
się ukryć. Wchodzę do pierwszej lepszej. Jest tam nie wiele ludzi i większość
jest pijana. Podchodzę do barmana i proszę go o wino. Kiedy dostaję to o co
prosiłem podchodzi do mnie jakiś chłopak.
-To ty jesteś Harry
Joven? – pyta.
-Tak, ale nie mam
nastroju na rozmowy, wybacz.
-Ale ja nie chcę
rozmawiać o igrzyskach. Chcesz to mogę ci pokazać parę ciekawych miejsc w
Kapitolu – mówi, a teraz przechodzi na szept. – Ten barek nie należy do
najlepszych.
-W takim razie co tutaj
robisz? – pytam z ciekawością.
-Widziałem jak tutaj
wchodzisz.
Kiedy kończę pić wino wychodzimy z baru. Na zewnątrz jest
już tłum ludzi. Trudno jest kogoś tutaj znaleźć. Chłopak łapie mnie za rękę i
za sobą ciągnie. Skręcamy w jakąś ciemną uliczkę. Idziemy w ciszy. Cały czas
patrzę się na niego. Ma krótkie, brązowe włosy, niebieskie oczy. Jest mojego
wzrostu i ma tunel w lewym uchu. Ubrany jest w czarne spodnie, bluzkę i
skórzaną kurtkę.
-Jak masz na imię? –
pytam.
-Ach tak! Nie
przedstawiłem się – mówi. – Jestem Chris.
-Wiesz. Czuję się dość
dziwnie. Ty wiesz kim jestem, co zrobiłem, a ja o tobie nic nie wiem.
-Mieszkałem w
dystrykcie dwunastym, ale stamtąd uciekłem. Nikt się nie zorientował, że nagle
im zniknął jakiś chłopak. Moi rodzice nie zwracali na mnie uwagi. Byłem im
obojętny i nadal jestem skoro mnie nie szukają. Uciekłem im jak miałem
szesnaście lat. Miałem dość tego co tam się działo. Zawsze na mnie krzyczeli i
krytykowali. Nie potrafili docenić tego, że starałem się robić wszystko, aby
byli bezpieczni. Polowałem i codziennie coś przynosiłem do domu, a oni zamiast
mi dziękować krzyczeli, że się narażam. Kiedyś już im uciekłem, ale wtedy
zniknąłem tylko na kilka dni do kolegi. Moi rodzice się tym nie przejęli, ale
matka mojego kolegi zaczęła się zastanawiać co się stało i wróciłem do
rodziców. Po pewniej kłótni powiedziałem im, że mam ich dość i nie chcę już ich
widzieć. W nocy się spakowałem i wsiadłem w pociąg. Było późno. Nikt mnie nie
zauważył. Błąkałem się po Kapitolu. Wtedy poznałem Matta. Jest ode mnie o dwa
lata starszy. Zabrał mnie do siebie. Opowiedziałem mu całą swoją historię i od
tamtego dnia z nim mieszkam. Teraz mam osiemnaście lat. Szczerze jestem
szczęśliwy, że tak się stało. Robię tutaj absolutnie wszystko co mi się podoba.
-Brzmi ciekawie…
Chris przewraca oczami i dalej mnie prowadzi. Dochodzimy
do zniszczonej kamienicy. Schodzimy na dół po brudnych schodach i ujawnia mi
się słabo oświetlone miejsce. Jest tutaj wiele ludzi. Wszyscy palą, piją i
chyba coś ćpają. Jest tutaj wiele dziwnych osób. Kobiety są prawie nagie,
mężczyźni je wykorzystują. Brr… okropne miejsce. Na szczęście Chris mnie
ciągnie dalej. Dobrze, że nie muszę na to patrzeć. Wchodzimy do ciemnego
pokoju, w którym leży tylko stara kanapa, stół i półka, na której znajduje się
dużo alkoholu.
-Chcesz coś? – pyta.
-Tak, wino.
Chłopak wyciąga butelkę i nalewa mi wina do kieliszka.
Mówi mi, że większość dnia właśnie tutaj spędza. Nie odpowiada mu tamto
miejsce, w którym przed chwilą byliśmy. Mi również. Takie traktowanie kobiet
powinno być karalne. Ja nie rozumiem niektórych ludzi. Opowiadam Chrisowi o
swoich igrzyskach. O tym co przeżyłem i jak się teraz czuję. Do pokoju wszedł
jakiś mężczyzna. Chris szepcze mi, że to Matt. Mężczyzna jest bardzo pijany i
krzyczy, że jakaś Bella jest cudowna… Ma ciemne włosy, lekki zarost i zielone
oczy jak ja. Gdyby nie był pijany wyglądał by z pewnością lepiej. Chris do
niego podchodzi i pomaga mu przejść do jego sypialni. Siedzę w pokoju sam.
Podchodzę do półki z alkoholem. Zauważam, że na niej znajduje się nie tylko
alkohol. Są tutaj również papierosy, które właśnie biorę w rękę i zapalam.
Chris wraca do pokoju i się uśmiecha na mój widok. Podchodzi do mnie i również
zapala.
-Po co przyszedłeś do
Kapitolu?
-Aby się odprężyć. W
domu jakoś nie mogłem o tym wszystkim zapomnieć – odpowiadam.
-To dobrze trafiłeś –
mówi z uśmiechem. – Tutaj bardzo łatwo zapomnieć o problemach – śmieje się.
Chłopak na chwilę wychodzi i wraca z jakimiś proszkami.
Pokazuje mi jak się je bierze. „To naprawdę odpręża” mówi. Naśladuję go. Ma
rację. Od razu czuję się lepiej. Rozmawiamy, pijemy, palimy, śmiejemy się,
dobrze się bawimy. Chłopak w pewnym momencie zdejmuje bluzkę i pokazuje mi
swoje tatuaże. Mówię mu, że również chciałbym sobie zrobić. Chris odpowiada, że
możemy tam pójść następnego dnia. Teraz idę do łazienki się przemyć. Chcę
wracać do swojego hotelu, ale nie jestem w stanie. Chris przynosi mi jakiś koc
i kładę się pod nim na kanapie. Jest niewygodnie, ale nie mogę na więcej
liczyć.
-----------------------------------------
Jestem ciekawa jak wam
się podobał rozdział, więc zachęcam do komentowania i chciałabym was
poinformować, że teraz rozdziały będą się pojawiać nieregularnie. Będę je
wrzucać wtedy kiedy będę miała czas i ochotę.
Pozdrawiam xx
podobał mi się rozdział, no z resztą co się dziwić, jak każdy ;) Jak czytam... cytując: "Przez ten czas na moim ciele pojawiło się parę nowych ran (...)" to aż się wzdrygnęłam, ale cóż, w końcu on dużo przeszedł. I teraz jeszcze jakieś prochy... oj Harry, Harry XD Czekam aż będziesz miała czas i ochotę na dodanie kolejnego rozdziału, WENY! ^-^
OdpowiedzUsuńKurde, aż brakuje mi słów.
OdpowiedzUsuńRozdział super, jak każdy :)
Kurde, Harry i... prochy? Aż mnie to zaczęło przerażać.
Spoko, rozumiem. Też teraz mam mało czasu na cokolwiek.
Pozdrawiam i weny życzę,
Elfik Elen