Kiedy się budzę jesteśmy już w dwunastym dystrykcie.
Podnoszę się z łóżka, nakładam czarne spodnie i czerwono-czarną koszulę w
kratki. Przeczesuję włosy ręką i wychodzę z przedziału. Wychodzę z pociągu i
ujawnia mi się parę wychudzonych twarzy mieszkańców tego miejsca. Wyglądają
okropnie. Są tutaj dużo gorsze warunki niż w moim dystrykcie. Domy są
poniszczone, a większość ludzi wygląda jak kościotrupy. Na ten widok wzdrygam
się. Bardzo robi mi się ich żal.
Idziemy w stronę Pałacu Niesprawiedliwości. Boję się. Jak
ja spojrzę w twarze rodziców trybutów? Oni czekali na swoje dzieci tak samo jak
moi rodzice. A co dostali? Ich śmierć na arenie. Pewnie bardzo okrutną. To musi
być bardzo przygnębiające. Przed wyjściem na scenę wszyscy mówią, abym się nie
martwił i że wszystko pójdzie dobrze. Kiwam głową, ale to i tak nie pomaga.
Kiedy wychodzę na scenę moje ręce zaczynają się trząść. Przez dłuższą chwilę
stoję tylko przed mikrofonem i patrzę się na rodziny poległych. Tak mi przykro.
Matki płaczą, a ich mężowie próbują je pocieszyć. Pewnie moi rodzice wyglądaliby
tak samo. Otrząsam się i zaczynam czytać to co przygotowała mi Sophie. Często
się gubię, a głos mi drży. Czasem zerkam na widownię. Patrzą się na mnie z
lekkim zaskoczeniem. Też jestem zdziwiony tym, że tak ciężko mi to idzie.
Minęło już sporo czasu od igrzysk, a ja i tak od czasu do czasu mam przed
swoimi oczami poległych, w tym moich przyjaciół. I właśnie teraz ich widzę.
Myślę o nich. Kiedy kończę czytać jeszcze raz patrzę na rodziny i mówię im, że
jest mi bardzo przykro z tego powodu, że to właśnie nie ich dzieci wróciły do
swoich domów. Wtedy zauważam, że większość mieszkańców jest zaskoczona moją
wypowiedzią, a ja ledwo powstrzymuję się od łez i szybko schodzę ze sceny.
Edward próbuje ze mną porozmawiać, ale ja idę jak najdalej stąd. Czuję się
okropnie. Czy tak będzie w każdym dystrykcie? Przypominam sobie, że w 10
dystrykcie było to rodzeństwo, któremu pomagałem i ta dziewczyna, która się we
mnie podkochiwała. Tam pewnie będzie podobnie albo jeszcze gorzej, ponieważ ich
znałem i wiem, że byli dobrymi ludźmi, którzy na to nie zasłużyli. Nie patrzę
gdzie idę i nagle znajduję się przy ogrodzeniu oddzielającym wioskę od lasu.
Zauważam dziurę. Przechodzę przez nią i większość dnia spędzam na spacerowaniu
w nim. To mnie trochę uspokaja i wieczorem wracam do pociągu. Słyszę pytania
typu ‘Co się stało? Gdzie byłeś?’, ale nie odpowiadam. Zauważam troskliwy wzrok
Celine, ale nadal nic nie mówię. Mam ochotę posiedzieć sam, więc szybko zjadam
kolację i udaję się do swojego przedziału. Rzucam się na łóżko i zasypiam.
Następnego dnia budzę się w dystrykcie jedenastym.
Powtarzam czynności z wczorajszego poranka. Zakładam czarną koszulę i czarne
spodnie. Wychodzę z przedziału i nawet nie zauważam, a już jestem pod Pałacem
Sprawiedliwości. Czuję się jakbym był w jakimś transie. To jest bardzo dziwne.
Wychodzę na scenę. Już mi się tak nie trzęsą ręce, a głos mam spokojniejszy,
ale w środku czuję się okropnie. Również ciężko jest mi patrzeć na rodziny
poległych, ale poszło mi zdecydowanie lepiej niż wczoraj. Wszyscy patrzą na
mnie ze zrozumieniem. Oczywiście całe Panem widziało moje wczorajsze
zachowanie, wiec wiedzą, że nie jest mi łatwo. Jak dobrze jest być przez nich
choć troszkę zrozumianym. W tym dystrykcie przez resztę dnia nic ciekawego się
nie dzieje, a ja nadal się do nikogo nie odzywam. Nie mam nastroju, ale widzę,
że moi przyjaciele się o mnie martwią. Ale chyba każdy ma taki okres kiedy chce
posiedzieć sam.
Jesteśmy w dystrykcie dziesiątym. To właśnie tutaj
mieszkało wspaniałe rodzeństwo, któremu pomagałem. Dziewczyna, której się
podobałem. Była bardzo miła. Przypominam ją sobie przed wywiadem z Caesarem.
Wyglądała jak Pocahontas. Lekko podnoszę kąciki swoich ust na wspomnienie jej
wyglądu. Ale kiedy wychodzę na scenę i widzę ich rodzinę. Oni mają piątkę rodzeństwa.
Mam nadzieję, że nie będą musieli wylądować na arenie. Patrzę na nich długo z
żalem i czytam to co przygotowała mi Sophie. Później powoli schodzę ze sceny ze
smutkiem na twarzy. Kolejny dzień nie mam ochoty na rozmowę, ale nie mogę tak
po prostu zostawić tą rodzinie i nie podjeść do nich, aby powiedzieć jak bardzo
jest mi ich żal. Podchodzę do nich nie informując o tym nikogo ze swoich przyjaciół.
Staję przed nimi i długo się w siebie wpatrujemy. W końcu wyrzucam z siebie
słowa, że jest mi przykro, że to rodzeństwo było cudowne i domyślam się jak oni
muszą teraz cierpieć. Po tych słowach chcę szybko odejść, bo nie wytrzymam
dłużej patrząc na tą rodzinę, ale powstrzymuje mnie matka, która się na mnie
rzuca ze łzami i słyszę jak szepcze mi do ucha: „Dziękuję”. Przytulam się do
niej również, ale nie na długo, ponieważ trudno jest mi się powstrzymać od łez.
Szybko uciekam do pociągu, gdzie chowam się w swoim przedziale. Czuję się
okropnie. Tournee to jakaś masakra. Nie sądziłem, że będę się tak źle czuł.
Słyszę pukanie do drzwi. Szybko kładę się na łóżku i udaję, że śpię. Drzwi
jednak się otwierają, ale ja nie zamierzam otwierać oczu.
-Harry – słyszę głos
Celine. – Wiem, że udajesz – nadal się nie ruszam. – Może nie chcesz rozmawiać,
ale myślę, że to ci się jednak przyda. Musisz mieć jakiś kontakt z nami. Nie
możesz tak się odczepić od świata. Czytanie tej przemowy w każdym dystrykcie, a
następnie uciekanie do przedziału, aby posiedzieć samemu i pewnie o tym myśleć
nic nie zmieni, a raczej doprowadzi cię do gorszego stanu – czuję jak kładzie
rękę na moim ramieniu. – Harry proszę odezwij się – jej głos drży. Robi mi się
jej żal. Podnoszę się i się do niej przytulam, a ta głaszcze mnie po głowie.
-Ja tego dłużej nie
zniosę – mówię cicho.
-Dasz radę. Jeszcze
tylko 8 dystryktów – próbuje mnie uspokoić, ale ta informacja sprawia, że czuję
się jeszcze gorzej.
-8 dystryktów… -
puszczam Celine i kładę się z powrotem.
-Będzie dobrze. Dasz
radę.
-Celine dziękuję, że
się o mnie martwisz i starasz się mi pomóc, ale to nic nie daje. Proszę wyjdź.
-Ale Harry…
-Proszę – mówię prawie
płaczem. Po chwili słyszę kroki i zamykające się drzwi.
***
Jestem już w dystrykcie siódmym. W dziewiątym i ósmym
zachowywałem się podobnie jak w poprzednich miejscach. Czytałem przemowę i
chowałem się w przedziale, myśląc o tym jak czują się rodziny poległych,
przypominając sobie osoby, które zabiłem na arenie. Tak Celine ma rację, że to
nic nie daje, ale nie jestem w stanie zrobić cokolwiek innego. Wychodzimy z
pociągu i udajemy się pod Pałac Sprawiedliwości. Celine patrzy na mnie z
troską. Nawet nie wie ile to dla mnie znaczy. Jest naprawdę dobrą przyjaciółką.
Dochodzimy pod Pałac, chwilę później czytam przemowę. Kiedy ją kończę spuszczam
głowę i wracam powoli do pociągu, ale zatrzymuje mnie Johanna. Wygrała
igrzyska, ponieważ udawała bezbronną, a na arenie okazała się bardzo dobrą
zawodniczką. Mimo wszystko podziwiam ją.
-Co ci jest? W każdym
dystrykcie jesteś taki przygnębiony – mówi oschle.
-Nie mam humoru –
odpowiadam idąc przed siebie, a ta łapie mnie za ramię.
-Patrz na mnie kiedy ze
mną rozmawiasz! Nie wychowali cię w domu?! – krzyczy na mnie. – Chłopaku weź
się w garść, bo wyglądasz okropnie! Ty wygrałeś igrzyska? Jakim cudem?
-Sam się nad tym
zastanawiam – kręcę głową z lekką irytacją.
-Od igrzysk minęło już
trochę czasu. Rozumiem, że przez tournee przypomniałeś sobie wszystkie zdarzenia
odbywające się na arenie, ale nie powinieneś się tak zachowywać. Pomyśl o
swoich bliskich. Co oni czują widząc cię w takim stanie? A co z twoimi
przyjaciółmi? Martwią się o ciebie. I mieszkańcy Panem. Niektórzy z nich się o
ciebie martwią, a inni się z ciebie śmieją. Nawet jeśli jest ci z tym źle nie
pokazuj tego po sobie. Inaczej w jedynce i dwójce zginiesz.
-Co z tego? Może nawet
i lepiej. Nie będę musiał się męczyć z wyrzutami sumienia. Co z tobą? Przecież
też byłaś na arenie. Wiesz jak to jest zabić drugą osobę. A ja na dodatek
musiałem zabić ludzi, których lubiłem i kochałem. Oni mnie zdradzili. Chęć
wygrania igrzysk ich zmieniła. Teraz żałuję, że się broniłem.
-Facet – szturcha mną. –
Zostało już tylko pięć dystryktów. Nie pokazuj im swojej słabości.
Patrzymy po sobie dosyć długo. W końcu odchodzę.
Zastanawiam się nad tym wszystkim co mi powiedziała Johanna. W ogóle po co ona
ze mną rozmawiała? Namówił ją do tego Edward? Może. Szczerze nie zastanawiałem
się nad tym co mogą sobie teraz myśleć rodzice. Mogą pomyśleć, że znowu się
zacząłem ciąć, głodować itd. Może faktycznie powinienem rozmawiać teraz z
przyjaciółmi i spróbować jak najmniej wspominać swoje igrzyska. Tylko… dystrykt
4 jeszcze przede mną, a tam był przecież Ian. Wydawał się bardzo miły. Źle mi
było z tym, że wraz ze swoją towarzyszką próbował mnie zabić. Wchodzę do
pociągu i widzę jak wszyscy się na mnie patrzą.
-Coś mam na twarzy? –
pytam.
-Nie – odpowiada lekko
zaskoczona Sophie.
-To czemu tak na mnie
patrzycie?
-Odezwałeś się – mówi Celine
i podnosi kąciki swoich ust.
-Wrócił nasz Harry? –
pyta Edward.
-Myślę, że jeszcze nie –
kręcę głową i siadam obok niego na kanapie.
-Potrzebujesz czasu,
ale dobrze, że zacząłeś się do nas odzywać – mówi Celine.
-Tak. Rozmawiałem z
Johanną. Czyja to sprawka? – pytam, patrząc na Edwarda.
-Dobra to byłem ja –
unosi rękę. – Ale pomogło.
-Trochę.
-Jutro dystrykt piąty i
już niedługo czwarty. Jak się z tym czujesz? – pyta mentor.
-Nie wiem. W czwórce
pewnie będzie… dziwnie. Trudno będzie mi patrzeć na ich rodziców. Ian. Naprawdę
go lubiłem, a on…
-Tak wiemy Harry –
przerywa mi Celine. – Może powinniśmy porozmawiać o czymś przyjemniejszym? –
proponuje.
-Tak masz rację –
zgadza się Sophie.
-Jak wy spędziliście
ten czas kiedy się chowałem w przedziale?
-Och – wzdycha Sophie. –
Rozmawialiśmy tylko o tobie. Czy wszystko będzie dobrze i czy dojdziesz do
siebie. Martwiliśmy się o ciebie, abyś nic sobie nie zrobił.
-Nawet moja wczorajsza
rozmowa nic nie pomogła. Nie wiem co ci Johanna nagadała.
-Szczerze, coś
podobnego jak ty. Wspomniała też o moich rodzicach i mieszkańcach Panem.
-W telewizji ciągle
mówią o twoim stanie. Niektórzy płaczą, a inni się z ciebie…
-Śmieją – dokańczam. –
Wiem. Wszystko mi powiedziała Johanna. Ale trudno jest wziąć się w garść.
Rozmawiamy tak do późnego wieczora. Powoli uciekamy od
rozmów o igrzyskach i zaczynamy weselsze tematy. Wspominają o tym, że już
niedługo spotkam się z Chrisem i będę mógł się dowiedzieć co u niego słychać.
Tak, miło będzie się dowiedzieć jak radzi sobie mój przyjaciel. Nie powinienem
myśleć o igrzyskach przez ten cały czas. Zaniedbałem przyjaciół i sprawiłem, że
wszyscy się o mnie martwili. Mam nadzieję, że kiedy jutro stanę na scenie nie
będę się tak czuł jak do tej pory.
---
Nie jestem jakoś
zadowolona z tego rozdziału… A co wy o nim myślicie? Myślę, że ciąg dalszy
tournee będzie ciekawszy. Nie wiem też jak w tym tygodniu będą się pojawiać
rozdziały, ponieważ dużo się u mnie w teraz będzie działo. Urodziny,
bierzmowanie, bal i ciągłe staranie się o dobre oceny…
Pozdrawiam xx